zamknij
REKLAMA
Fot. Materiały prasowe Volkswagen

Koncern Volkswagena uruchomił akcję naprawczą felernych diesli w Europie. Ta zakłada jednak wyłącznie wymianę oprogramowania silnika. A na bagatelizowanie wady aut właściciele nie chcą się zgodzić. Co robią? Ignorują kolejne wezwania do serwisu. Już wkrótce za taką postawę w Niemczech spotka ich kara. Urzędnicy straszą kierowców widmem wyrejestrowania pojazdu. Tylko czy takie podejście jest sprawiedliwe? Chyba nie do końca…

W Europie od wielu miesięcy trwa akcja naprawcza silników diesla grupy Volkswagena. Ta polega jednak wyłącznie na wymianie oprogramowania. Co z rekompensatami czy możliwością odsprzedaży pojazdu? Taka opcja została zaproponowana wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. Rażąca dysproporcja zarówno sposobu reakcji, jak i skali – w USA problem dotknął 0,5 miliona aut, na Starym Kontynencie 9 milionów aut, sprawiła że kierowcy wpadli we wściekłość. Zapowiedzieli nagminne ignorowane wezwań serwisowych oraz prywatne pozwy.

Dieselgate w Niemczech – kierowcy nie mają wyjścia…

Właściciele aut wyposażonych w uszkodzone silniki diesla chcą jednak unikać naprawy nie tylko z uwagi na lekceważące podejście władz Volkswagena. Kluczowym powodem są też skutki, które wymiana oprogramowania będzie miała podczas eksploatacji. Coraz częściej pojawiają się doniesienia mówiące o tym, że nowy program sterujący przede wszystkim zwiększa zapotrzebowanie silnika na paliwo. Dodatkowo może odbić się niekorzystnie na trwałości podstawowych mechanizmów jednostki napędowej. Oczywiście szefowie Volkswagena twierdzą, że modyfikacja w żaden sposób nie wpływa ani na spalanie, ani na awaryjność. Tylko warto przypomnieć, że jeszcze dwa lata temu zarzekali się, że nie ma żadnego dieselgate. A to w mało wiarygodnym świetle stawia ich słowa…

O ile jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że na rozstrzygnięcie dieselgate w Europie trzeba będzie czekać do czasu ogłoszenia wyroków sądowych, o tyle dziś w Niemczech do akcji wkroczyli urzędnicy. A ci zaczęli straszyć kierowców sankcjami. Akcja naprawcza silników diesla Volkswagena została nazwana u naszych zachodnich sąsiadów akcją naprawczą na rzecz bezpieczeństwa. W ten sposób stała się obowiązkowa. Za uchylanie się od obowiązków oczywiście grożą kary. W tym przypadku niemieccy urzędnicy mówią o wyrejestrowywaniu pojazdów, które nie zostały naprawione z uwagi na celowe ignorowanie wezwań serwisowych.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ  Diesle umarły? To chyba zbyt przedwczesny wniosek...

Nie naprawisz auta? Urząd ci je wyrejestruje!

Co gorsze, wszystko wskazuje na to, że może to być coś więcej niż straszak. Urząd regulujący rynek motoryzacyjny w Niemczech zapowiedział, że w najbliższych dniach zacznie zbierać informacje dotyczące szczególnie opornych kierowców. A to oznacza, że do wszczęcia pierwszych procedur związanych z wyrejestrowaniem samochodów mogłoby dojść już za miesiąc.

Analizują sytuację za pomocą zdrowego rozsądku nietrudno uznać, że podstawa niemieckich urzędników wydaje się – delikatnie mówiąc – mało zrozumiała. Nie bardzo wiadomo czemu Niemcy postanowili nastroszyć pióra. Po pierwsze nigdzie indziej w Europie akcja związana z silnikami diesla Volkswagena nie została nazwana akcją na rzecz bezpieczeństwa. Tym samym nigdzie indziej wymiana oprogramowania nie stała się przymusem. Po drugie to koncern oszukał i urzędy homologujące, i swoich klientów. Zastosowanie mechanizmów przekłamujących jest jego wyłączną winą, która godzi w interes publiczny i właścicieli aut. Nie jest zatem wiadome czemu teraz to kierowcy mają ponieść za to odpowiedzialność.

Stosowanie niezrozumiałych sankcji w stosunku do użytkowników pojazdów oraz wyjątkowa pobłażliwość dla postawy władz Volkswagena sprawia, że urzędnicy niemieccy narażają się na zarzut narodowościowego nepotyzmu. Wspieranie rodzimego koncernu jest oczywiste, jednak nie w sytuacji, w której jednocześnie działania są w pewnym sensie wymierzone w interes obywateli.

Tagi: dieselgatekoncern VolkswagenaSilnik DieslaSilnik wysokoprężnyvolkswagen
Kuba Brzeziński

Autor Kuba Brzeziński

Czasami racjonalista, czasami pedantyczny wielbiciel abstrakcji. Ceni wolność i niezależność. Niepoprawny miłośnik samochodów, który wierzy, że pod masą śrubek i mechanizmów kryje się dusza. Poza tym dziennikarz - motoryzacyjny oczywiście.

DODAJ KOMENTARZ