Citroen DS niczym motoryzacyjny dziadek mógłby uraczyć nietuzinkową historią niejedne C4, C3 czy C5. To prawdziwy superbohater swoich czasów! Jeździł jak poduszkowiec, miał bryłę wprost z kosmosu i znikał z salonów jak ciepłe bułeczki. Gdyby tego było mało, dał Fantomasowi zamienić się w odrzutowiec oraz uratował życie generała Charles`a de Gaulle`a. A tych i innych opowieści spokojnie starczyłoby na kilka żyć współczesnych modeli.
Nowa era w historii francuskiej motoryzacji zaczęła się 6 października 1955 roku podczas targów motoryzacyjnych w Paryżu. To wtedy Citroen zaprezentował rewolucyjnego DS-a. Na widok futurystycznej bryły auta dziennikarze motoryzacyjni poczuli się tak, jakby mieli okazję zajrzeć do najbardziej tajnego hangaru w strefie 51 w USA! Opływowa forma z masą wysmakowanych elementów była na tyle nowoczesna, że bardziej niż samochód przypominała statek przybyszy z kosmosu. A szok stylistyczny dodatkowo potęgował pewien fakt. Citroen dosyć szybko zdradził, że choć auto zostało zaprezentowane w roku 1955, tak naprawdę prace nad nim ruszyły prawie dwie dekady wcześniej – w roku 1938.
To transkontynentalna rakieta? To UFO? Nie to nowy Citroen!
I w latach trzydziestych, i w latach czterdziestych większość samochodów miała – nazwijmy to – klasyczny kształt. Sylwetki zazwyczaj posiadały silnie zaznaczoną dwubryłowość z długą, dwuczęściową maską. Nawet w latach pięćdziesiątych poziom zaawansowania stylistycznego był zdecydowanie mizerny. Dobrym przykładem jest chociażby konkurencyjny Peugeot 403, który wyglądał jak oheblowane pudełko od zapałek. Jak zatem w tak skostniałym otoczeniu Citroenowi udało się stworzyć równie kosmiczną formę? Pół żartem, pół serio można stwierdzić, że albo projektant – Flaminio Bertoni lubił pracować w towarzystwie mocnych używek, albo był prawdziwym wizjonerem!
Citroen DS zrobił sensację na targach w Paryżu – tym bardziej że i premiera, i bryła auta były utrzymywane w ścisłej tajemnicy do ostatniej chwili. I choć publiczność przecierała oczy ze zdziwienia, z miejsca model został okrzyknięty Boginią. Boginią, której zapragnęli wszyscy – dosłownie. Tylko w ciągu pierwszego dnia wystawowego Francuzi zebrali 12 tysięcy zamówień. W ciągu 10 dni paryskich targów chęć zakupu DS-a potwierdzoną wpłatą depozytu, wyraziło już 80 tysięcy kierowców. A to sprawiło, że francuska limuzyna pobiła rekord!
Wyjątkowo piękne nadwozie było też wyjątkowo aerodynamiczne. Poza tym inżynierowie zastosowali dach wykonany z włókna szklanego, który obniżył środek ciężkości, panele karoserii – w tym chociażby maskę – wykonane z aluminium oraz rekordowy rozstaw osi. Przednie i tylne koła Citroena DS dzieliła odległość 3125 mm. A to więcej niż oferuje współczesna wersja Mercedesa klasy S! Wśród ważnych innowacji wymienić można też hamulce tarczowe przy wszystkich czterech kołach, kokpit wykonany z nowoczesnego plastiku oraz zaawansowany układ hydrauliczny.
Komfort rodem z pierwszej klasy tylko w Citroenie DS
Zwiedzający hale paryskich targów podziwiali kunszt projektanta, rozkoszowali się wygodnymi fotelami i komentowali dużą ilość przestrzeni w kabinie. Niestety nie mieli okazji sprawdzenia piekielnie wygodnego zawieszenia. A francuska recepta wyglądała następująco – DS otrzymał zestaw rurek wypełnionych płynem hydraulicznym, cztery sfery z azotowymi poduszkami oraz niezależne resorowanie czterech kół. Skutek? Na nierównościach pracowały tylko koła. Idealnie wypoziomowana karoseria dosłownie płynęła nad asfaltem, dzięki czemu pasażerowie podczas przejazdu polną drogą mogli spokojnie pić herbatę z porcelanowych filiżanek.
Zawieszenie hydropneumatyczne ma jeszcze jedną zaletę. Kierowca otrzymuje możliwość regulowania prześwitu. Położenie nadwozia nad asfaltem można ustawiać w zakresie od 16 do 28 centymetrów. Francuzom chodziło o dostosowanie środka ciężkości do prędkości jazdy. Kreatywni kierowcy z XXI wieku mogą jednak szybko odkryć jeszcze jedno zastosowanie dla systemu zmiennego prześwitu. Otóż auto z maksymalnie obniżonym nadwoziem uniemożliwi służbom miejskim założenie blokady na koło! Problematyczne okaże się nawet zabranie pojazdu na lawetę. Hydraulika w Citroenie DS to przede wszystkim zawieszenie. Warto jednak pamiętać o tym, że nie tylko. To za jej pomocą sterowane było również automatyczne sprzęgło, układ hamulcowy czy chociażby wspomaganie układu kierowniczego.
Na przestrzeni lat w Citroenie DS montowanych było sześć jednostek napędowych. Przez pierwszą dekadę klienci mogli wybrać wyłącznie 4-cylindrowego benzyniaka o pojemności 1911 cm3 i mocy 70 koni mechanicznych. W roku 1965 do oferty dołączyły silniki 1985 i 2175 cm3 o mocy odpowiednio 78 i 106 koni mechanicznych. Z czasem niespełna 2-litrowa jednostka zaczęła rozwijać 91 i 99 koni mechanicznych, a większy benzyniak został zastąpiony silnikiem o pojemności 2347 cm3. Wariant wyposażony w gaźnik rozwijał 115, a posiadający wtrysk sterowany elektronicznie 130 koni mechanicznych.
Awangarda, komfort i… drobna porcja awarii!
DS w obecnym rozumieniu był typowym Citroenem. Szokował innowacyjnością, porywał designem i… potrafił się psuć. A pierwsze awarie dało się zauważyć już po kilku miesiącach od odebrania auta z salonu. Podstawowy problem dotyczył układu hydraulicznego. Płyn LHS okazał się silnie żrący i po prostu trawił uszczelki. Skutkiem były liczne wycieki. Poza tym plastik na desce rozdzielczej samoczynnie pękał oraz psuła się instalacja elektryczna. Inżynierowie poważnie potraktowali zarzuty klientów. Wrócili do desek kreślarskich i zaczęli systematycznie unowocześniać auto. Ostatecznie większość słabości wyeliminowano w modelach wyprodukowanych w roku 1965.
Zaawansowana technologia zastosowana w Citroenie DS niestety przerastała niektórych kierowców. W związku z tym w roku 1957 Francuzi zdecydowali się na zaprezentowanie wersji bazowej ID pozbawionej chociażby hydropneumatyki. Model podstawowy w roku 1958 rozszerzył swoją gamę o model kombi – auto zabierało na pokład aż 7 osób. Razem z DS-em Break na rynek trafił kabriolet produkowany przez podparyskie zakłady Henri Chapron. Modeli nie powstało jednak więcej niż 2000 sztuk, przez co dziś są prawdziwą rzadkością.
Choć świat luksusu był tym, w którym Citroen czuł się najlepiej, Francuzi łapczywym okiem patrzyli również na motosport. W roku 1959 mogli zrealizować swoje marzenia. DS na drogach cywilnych woził pasażerów z pełną dystynkcją. Na trasie rajdu Monte Carlo natomiast zachowywał się jak dzikus, który nie tylko zwyciężył, ale wręcz zrobił to pokazując środkowy palec wszystkim konkurentom. Citroen powtórzył ten wyczyn 7 lat później. Wtedy jednak pierwsze miejsce na podium zajął w atmosferze skandalu. To słynny moment, w którym nie do końca słusznie zdyskwalifikowane zostało Mini.
Luksus przez duże L i nos rekina – zmiany rok po roku
W roku 1964 na rynku zadebiutował Citroen DS Pallas. To najbardziej luksusowy model, jak w tym czasie dało się kupić w salonach francuskiej marki. Standard zakładał m.in. lepsze wygłuszenie kabiny i wyższej jakości materiały wykończeniowe. W ramach listy opcji kierowca mógł wybrać m.in. skórzaną tapicerkę foteli. W roku 1967 miał miejsce najbardziej znaczący lifting DS-a. To na jego mocy auto otrzymało nowe reflektory z dużymi kloszami, które sprawiły że Bogini zyskała tzw. nos rekina. Poza tym wraz z liftingiem w sprzedaży pojawiła się kolejna, francuska innowacja – reflektory z wewnętrznym światłem skrętnym.
Lifting był też momentem nieco bardziej dyskretnych modyfikacji. Układ hydrauliczny Citroena DS zaczął być napełniany nowym płynem o oznaczeniu LHM. Był on oparty o olej mineralny, miał dużo mniej żrące właściwości od płynu LHS, gwarantował dłuższą szczelność układu oraz sprawdził się na tyle, że jest spotykany do dziś. Jego stosowanie w fabrycznie nowych pojazdach zakończyło się dopiero w roku 2001, kiedy to ze sceny schodził Citroen Xantia.
W roku 1967 nadszedł dla Citroena DS moment sławy. Oczywiście legendarny kształt był już w tym czasie znany na całym świecie i nawet w Stanach Zjednoczonych potrafił budzić podziw. Jednak to wtedy auto zagościło na dużym ekranie u bogu wielkiej legendy lat sześćdziesiątych – samego Fantomasa. Człowiek z zieloną twarzą znalazł dla DS-a wyjątkowo ciekawe zastosowanie. Wykorzystał pojazd podczas ucieczki przed komisarzem Juve (granym przez Louisa de Funesa) zamieniając je w odrzutowiec! Skrzydła wysunęły się z boków nadwozia, a z bagażnika wyszły dysze silników odrzutowych. I tak Fantomas pozostał nieuchwycony.
Citroen DS w roli bohatera – uratował samego de Gaulle`a!
Nietuzinkowa rola w Fantomasie mogła dać Citroenowi DS sławę. Chwałę zagwarantował autu jednak ktoś inny – sam Charles de Gaulle. 22 sierpnia 1973 roku prezydent Francji wraz z małżonką podróżowali na tylnej kanapie pięknej, czarnej limuzyny przez miejscowość Petit Clamart. Wtedy doszło do zamachu. Choć Citroen miał positkowaną kulami karoserię i przestrzelone opony, z prędkością blisko 120 km/h kierowcy udało się odjechać z miejsca zdarzenia. DS uratował życie generała i to pomimo faktu, że była to wersja całkowicie cywilna. A to sprawiało, że de Gaulle już do końca swojej prezydentury miał słabość do francuskiej limuzyny.
Citroen DS miał bardzo wiele epizodów w swoim życiu. Jednym z ważniejszych był rok 1970. To wtedy produkcja auta osiągnęła rekordowy poziom 103 633 sztuk. Choć limuzyna przez prawie dwie dekady świeciła triumfy w salonach francuskiej marki, w roku 1974 nadszedł czas na zmiany. Citroen pokazał następcę – model CX. Produkcja DS-a oficjalnie zakończyła się 24 kwietnia 1975 roku. Ostatni egzemplarz zjechał z taśmy linii produkcyjnej w Paryżu i zamknął tym samym serię zbudowaną w ilości 1 456 115 egzemplarzy.
Citroen DS to dużo więcej niż po prostu samochód. To ikona motoryzacji, pojazd z ogromną duszą w pakiecie i powód do narodowej dumy dla Francuzów. Potężna dawka innowacyjności sprawiła, że nawet dziś – ponad 60 lat po premierze jest miło wspominany przez kierowców i to nigdy się nie zmieni. DS urósł do rangi symbolu. Symbolu, którego żadnemu innemu modelowi z Francji jeszcze się nie udało i już raczej nigdy nie uda się przeskoczyć. A to naprawdę wielka sztuka!