Wszyscy ci, którzy sądzili że Ford już wkrótce przyłączy się do elektrycznej ekspansji, po przeczytaniu tego materiału będą mogli poczuć się zawiedzeni. Czemu? Amerykanie na razie nie mają bowiem zamiaru stawiać na samochody napędzane prądem. To oczywiście nie oznacza, że nie pomyślą o ekologii. Znaleźli inną opcję na nowe normy emisji szkodliwych związków.
Jednym z ważniejszych planów firm motoryzacyjnych na najbliższe lata bez wątpienia jest elektryfikacja. Marki planują popularyzację samochodów elektrycznych w gamie i zastanawiają się co zrobić, aby ich sprzedaż zaczęła dynamicznie rosnąć. Wyznaczają też kolejne deadline`y, które dość zbieżni spotykają się w okolicy roku 2020. Do dziś wydawało się, że podobny plan mają wszystkie firmy. Teraz już jednak wiadomo, że niekoniecznie. Z rynkowej tendencji właśnie wyłamał się Ford. A zakomunikował to ustami Gunnara Herrmanna – szefa niemieckiego oddziału.
Samochód elektryczny – Ford na razie zmienia plany
Herrmann w rozmowie z dziennikarzami magazynu Handelsblatt powiedział dość jasno, że w chwili obecnej marka z niebieskim owalem w logo nie ma żadnych planów na samochód elektryczny dla Europy. I sytuacja z całą pewnością nie ulegnie zmianie wcześniej niż w roku 2023. Czemu akurat ta data padła? To moment graniczny dla obecnej generacji Fiesty. W tym roku zakończy się produkcja modelu i dopiero w tym roku będzie istniała możliwość przeprojektowania linii produkcyjnej.
Oczywiście na upartego firma byłaby w stanie wcześniej zmodernizować fabrykę w Kolonii. Proces zająłby mniej więcej 15 miesięcy. To jednak nie będzie opłacalne z ekonomicznego punktu widzenia. Granica, przy której Amerykanie mogliby zdecydować się na przekształcenie produkcji, to 40 tysięcy sztuk rocznie. A takiego wolumenu przy pierwszym samochodzie elektrycznym z całą pewnością nie uda się wygenerować. To sprawiło, że projekt e-auta został odłożony na półkę i musi odczekać swoje na realizację.
Czy to oznacza, że do tej pory kierowcy będą skazani wyłącznie na silniki benzynowe i wysokoprężne? Nie, Amerykanie mają już plan awaryjny. Jako że już wkrótce na Forda zaczną naciskać zaostrzające się normy emisji spalin, firma szykuje się do prezentacji szerokiej palety napędów hybrydowych. Motory spalinowo-elektryczne stonują zapotrzebowanie na paliwo i ograniczą ilość szkodliwych związków wydalanych do atmosfery. Paleta hybrydowa ma się rozwijać bardzo dynamicznie. Już w roku 2022 modeli tego typu może być nawet kilkadziesiąt. Poza tym wcześniejsza prezentacja samochodu elektrycznego w Europie jest możliwa, ale tylko i wyłącznie pod jednym warunkiem. Auto będzie importowane zza oceanu.
Samochody elektryczne nie są… rentowne!
Na koniec warto dodać, że postanowienie Forda dotyczące samochodów elektryczny wcale nie musi być wynikiem głupoty szefów marki. Może wynikać z najnormalniejszej w świecie zapobiegliwości. Co mamy na myśli? Amerykanie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że w chwili obecnej samochody elektryczne nie są rentowne. Opracowanie całkowicie nowej technologii, wyczerpujące badania i wreszcie zbudowanie standardów produkcyjnych kosztują. Na tej bazie np. Opel do każdej sprzedanej Ampery musi dopłacić 10 tysięcy euro. Szefowie Forda najwyraźniej doszli do wniosku, że nie stać ich na taką szczodrość.
Ford stracił zainteresowanie elektrycznym wyścigiem. To jednak nie oznacza, że marka nigdy nie powróci do tematu. Na Starym Kontynencie nie zrobi tego jego wcześniej niż wtedy, gdy dopracowana technologia hybrydowa przetrze inżynierom pierwsze szlaki. Wtedy opracowanie samochodu w pełni elektrycznego stanie się tańsze i bardziej uzasadnione z ekonomicznego punktu widzenia. Tak, zachowanie Forda nie brzmi nowatorstwem. Z drugiej strony jest jednak wybitnie rozsądne. A rozsądek – trzeba to powiedzieć głośno – sprawił, że niebieski owal jako jedyny gracz z wielkiej, amerykańskiej trójki obronił się w roku 2009 przed kryzysem finansowym.