zamknij
AKTUALNOŚCI

Maciej Kot: Po rajdzie jestem zmęczony fizycznie. Odpoczywam za to psychicznie.

REKLAMA
Fot. Kuba Brzeziński - autofakty.pl

Podczas spotkania z nową oponą letnią Bridgestone Turanza T005 miałem okazję spotkać i poznać Macieja Kota. Co polski skoczek narciarski robił na torze w Modlinie? Otrzymał dość proste zadanie. Miał stworzyć czas porównawczy dla innych zawodników pojawiających się na podwarszawskiej pętli. Czy komuś udało się pobić jego wynik? Niestety nie. A to prowadzi do dość prostego wniosku. Sport to dla Maćka nie tylko sezon zimowy i narty, ale także lato oraz rozgrzany słońcem asfalt.

Polski skoczek nie ma żadnych wątpliwości. Motoryzacja jest jedną z większych jego namiętności. Ceni sobie jednak nie tylko szybkie samochody cywilne z dopracowanym podwoziem, ale też hobbystycznie pojawia się na trasach polskich rajdów. Zobaczcie co ciekawego o pasji dotyczącej czterech kółek powiedział w rozmowie z nami.

Kuba Brzeziński: Skoki narciarskie dają Ci…

Maciej Kot: Myślę, że przede wszystkim dają mi szczęście. Poza tym nie ukrywam, że sport ogólnie wychowuje i hartuje ludzi. To wielka wartość szczególnie dla młodych ludzi. Właśnie dlatego zachęca się ich do podjęcia jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Sport uczy też pokory i cierpliwości. Ale jak już w tej dziedzinie osiągnie się jakiś poziom pojawią się pierwsze i kolejne sukcesy, to przynajmniej dla mnie oznacza to wielką radość i przyjemność.

Maciej kot, maciej kot motosport
Fot. Kuba Brzeziński – autofakty.pl

Kuba Brzeziński: Co Ci daje motoryzacja w takim razie?

Maciej Kot: Motoryzacja daje mi głównie tą radość. To już jest hobby, robienie czegoś wyłącznie dla radości. Czasami jest też odskocznią od sportu. Warto mieć w życiu pasję. Jedni zbierają znaczki, inni malują lub grają na gitarze. I każda forma hobby, spędzania wolnego czasu w sposób twórczy jest fajna. Ja uwielbiam motoryzację i taki dzień na torze jak dziś jest dla mnie wielką przyjemnością.

Kuba Brzeziński: A więc cofnijmy się nieco w czasie. Jaki był Twój pierwszy samochód?

Maciej Kot: Pierwszy samochód, który miałem na własność, to była Ibiza Cupra R. Na początek wybrałem samochód sportowy. Ale sama decyzja o kupnie tego modelu nie przyszła łatwo. Długo szukałem auta. Rodzice woleli, żebym kupił jakiegoś miejskiego hatchbacka, a ja jednak chciałem, żeby pod maską była pewna siła. I byłem naprawdę zadowolony z tego Seata. Później w moim garażu były już epizody mniej sportowe i bardziej funkcjonalne. Pojawił się m.in. Fiat Sedici z napędem na cztery koła, którym dojeżdżałem i na treningi na skocznię, i na uczelnię podczas studiów.

Kuba Brzeziński: Kilka lat temu zamieniłeś Mitsubishi Lancera Evo na Subaru Imprezę. I Subaru chyba musiało przypaść Ci do gustu, skoro teraz jeździsz modelem BRZ?

Maciej Kot: Napisałem do Subaru prośbę, że chciałbym sorbować jazdy modelem BRZ. Słyszałem wiele pochlebnych opinii na temat tego auta. Poza tym nigdy też wcześniej nie jeździłem samochodem z napędem na tył. Chciałem się tego nauczyć, a to dość dobry model do nauki. Ma wolnossący silnik, nie za dużo mocy i fajnie się prowadzi. Jako że mam to szczęście i jestem ambasadorem Subaru, nie było z tym wielkiego problemu. BRZ dostałem na wakacje i miałem naprawdę udane wakacje.

maciej kot, maciej kot motosport
Fot. Kuba Brzeziński – autofakty.pl

Kuba Brzeziński: A jak poczułeś przesiadkę do BRZ-ki? Przecież to coupe z Japonii i np. Impreza czy Lancer Evo to dwa różne światy.

Maciej Kot:  Po zajęciu miejsca za kierownicą Subaru BRZ poczułem się trochę tak, jakbym się przesiadł do większego gokarta. Mocno czuć, że auto jest trochę lżejsze, a do tego ma bardzo dobrą przyczepność. Po pewnym czasie oczywiście czuć było mniejszą moc i tej mocy niestety nieco brakowało. Ale przede wszystkim w zakrętach był ten fun. Próbowałem np. wyczuć moment nadsterowności i zerwania przyczepności, sprawdzałem jak zachowa się auto kiedy mocniej wcisnę gaz. Wakacje z BRZ były zatem czasem, w którym można było skupić się na poznaniu samochodu. I gdy już wyczułem to Subaru, jazda na granicy przyczepności sprawiała mi wielką frajdę.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ  Porsche 911 Turbo nie ma żadnych szans z... Maluchem!

Konkluzja? Właściwie na potrzeby młodego człowieka, który nie ma rodziny i nie potrzebuje przewozić dużego bagażu, to samochód całkowicie wystarczający. Wystarczający w tym sensie, że sprawdza się na drodze i sprawia, że podróż w jakimś stopniu jest emocjonująca. Jako ciekawostkę mogę jeszcze powiedzieć, że przewoziłem BRZ m.in. swoje narty skokowe i spokojnie się zmieściły.

maciej kot, tomasz czopik, maciek kot, tomek czopik
Fot. Kuba Brzeziński – autofakty.pl

Kuba Brzeziński: Po sezonie narciarskim zostajesz w sporcie tylko trochę innym – motosporcie. Czy tam się tak właściwie da odpocząć?

Maciej Kot: Myślę, że w moim przypadku można przede wszystkim odpocząć psychicznie i to jest dla mnie akurat podstawa po sezonie. Po dniu na torze człowiek jest bardzo zmęczony fizycznie. Jednak nie jestem przyzwyczajony do tego, żeby spędzać cały dzień w jednym miejscu. W skokach narciarskich te momenty pracy są mocno rozłożone w czasie. W motosporcie spędzasz prawie cały dzień w aucie – odcinki specjalne często są długie, jedna odbywają się rano, drugie po południu, a jeszcze inne wieczorem. I to bez wątpienia jest męczące, ale przede wszystkim psychicznie odpoczywam.

Poza tym mam już bardzo dużo znajomych wśród kierowców i ludzi związanych z rajdami. I dla mnie to też wielka radość móc po sezonie narciarskim przyjechać na taką imprezę, porozmawiać, spotkać się z tymi osobami. Wsiąść za kierownicę, zapomnieć o skokach. To jest coś fajnego.

Kuba Brzeziński: Rekord życiowy Macieja Kota na skoczni to 244,5 metra. A rekord życiowy za kierownicą?

Maciej Kot: Szczerze mówiąc nigdy się nie pasjonowałem tym, ile pojadę na prostej. Dla mnie to nie jest wyznacznik. To w dużej mierze zależy bowiem od auta, którym się jedzie. Jak to mówią niektórzy, prosta jest dla szybkich samochodów, zakręty dla szybkich kierowców. Dla przykładu zimą jadąc 30 km/h można mieć niesamowity fun z jazdy, a jadąc 200 km/h na autostradzie można w ogóle nie odczuwać przyjemności. Najwięcej na prostej jechałem 220 km/h na wyścigu na Węgrzech. Wtedy prowadziłem KTM-a X-Bowa. Jako pasażer doświadczyłem pewnie gdzieś prędkości troszkę wyższej, gdy na autostradzie w Niemczech w kontrolowanych warunkach testowaliśmy Mercedesa AMG.

maciej kot, maciej kot motosport
Fot. Kuba Brzeziński – autofakty.pl

Kuba Brzeziński: Twój idol rajdowy to…

Maciej Kot: To dość trudne pytanie i chyba brak jednej odpowiedzi. Idol z dzieciństwa to zdecydowanie Colin McRae. To bez wątpienia wielka legenda, to od niego wzięła się m.in. moja miłość do Subaru i rajdów. Na drugim biegunie znajdują się polscy kierowcy z Robertem Kubicą na czele. Wiadomo, że Kubica jest kojarzony przede wszystkim z F1, ale w rajdach też się pojawiał i mocno zaznaczał swoją obecność. Poza tym oczywiście Krzysztof Hołowczyc, Janusz Kulig. A teraz z tych bardziej aktualnych to bez wątpienia Sebastien Loeb – dla wielu jest wyznacznikiem. Kibicuję też mocno Kajetanowi Kajetanowiczowi. Przede wszystkim życzę mu żeby wrócił do rajdów. To jest człowiek, z którym mam bliższy kontakt, więc naprawdę szczególnie trzymam za niego kciuki.

W światowej czołówce szczególny szacunek zyskał u mnie ostatnio Sebastien Ogier. Głównie za to, że przeszedł do Forda. Podjął wyzwanie i postanowił trochę pojeździć nieco gorzej przygotowanym autem od Volkswagena. Bo w Volkswagenie miał zdecydowaną przewagę sprzętową nad rywalami.

Kuba Brzeziński: Dziękuję za rozmowę.

Tagi: BridgestoneMaciej Kotmotosport
Kuba Brzeziński

Autor Kuba Brzeziński

Czasami racjonalista, czasami pedantyczny wielbiciel abstrakcji. Ceni wolność i niezależność. Niepoprawny miłośnik samochodów, który wierzy, że pod masą śrubek i mechanizmów kryje się dusza. Poza tym dziennikarz - motoryzacyjny oczywiście.

DODAJ KOMENTARZ