Lamborghini wreszcie zaprezentowało długo wyczekiwanego SUV-a. Urus ujrzał światło dzienne i przedstawił swoje największe zalety. I choć samochód na pierwszy rzut oka robi dobre wrażenie, podczas oglądania kolejnych zdjęć nie można pozbyć się jednej myśli. W porównaniu ze swoim poprzednikiem – LM002 wygląda trochę jak zabawka dla dziewczynek!
Świat motoryzacyjny po raz pierwszy usłyszał o Lamborghini Urusie w roku 2012. Podczas targów motoryzacyjnych w Pekinie włoska marka zaprezentowała koncepcyjną wersję SUV-a. Od tego momentu wiadomo było, że model prędzej lub później trafi na taśmy linii produkcyjnej. Na moment ten trzeba było jednak czekać aż 5 lat. Teraz jasne stało się to, jak będzie wyglądać produkcyjny Urus. Wyjaśniły się też szczegóły techniczne dotyczące konstrukcji.
Podstawowym motywem stylistycznym nadwozia Lamborghini Urusa są geometryczne kształty i ostre linie. Identyczna zasada stworzyła podwaliny dla karoserii Huracana czy Aventadora. SUV jest przysadzisty, a przez to niezwykle sportowy. Ma duże panele nadwozia i wysoko zarysowaną linię szyb oraz klapę bagażnika zaprojektowaną w stylu hatchbacka. Designerzy postawili też na wyjątkowo agresywną twarz ze skupionymi oczami i bardzo dużym grillem.
Kabina pasażerska Urusa jest przemyślana
Kabina pasażerska sprawia wrażenie przemyślanej. Pojawiają się w niej cztery, świetnie wyprofilowane fotele, charakterystyczna dla Lambo kierownica oraz najwyższej jakości materiały. Wątpliwości budzić może jedynie konsola centralna. Ta wygląda oczywiście nowocześnie i może nawet imponować, niestety przy pierwszym kontakcie przeraża ilością dotykowych i klasycznych przycisków.
Najlepsza ze wszystkich informacji dotyczących Lamborghini Urusa ukrywa się jednak pod maską. Pod ostro zarysowaną pokrywą rozpościera się królestwo podwójnie doładowanej V-ósemki o pojemności 4 litrów. Jednostka powinna rozwijać mniej więcej 650 koni mechanicznych. Moc za pośrednictwem 8-biegowej przekładni automatycznej będzie transferowana na cztery koła. Osiągi? Urus ma przyspieszać do pierwszej setki w zaledwie 3,6 sekundy. Prędkość maksymalna wynosi 305 km/h.
Garść całkiem imponujących informacji sprawia, że władze Lamborghini po prezentacji Urusa spokojnie mogłyby pękać z dumy. Wreszcie na rynku pojawił się bowiem super-SUV, który wygląda całkiem nieźle, a jednocześnie czerpie moc prawdopodobnie wprost z piekieł. Władze Lambo mogłyby pękać z dumy, ale nie do końca mogą. A decyduje o tym przeszłość. Wbrew obiegowej opinii Urus nie jest pierwszą pseudo-terenówką Lamborghini. Miano pierwszego dzierży bowiem model LM002 zaprezentowany w roku 1986.
Lamborghini Urus? LM002 był dopiero męski!
LM002 prezentuje się trochę jak zminiaturyzowana wersja Hummera. Jest niezwykle prosty stylistycznie i jednocześnie wybitnie męski. Do tego posiada pod maską dziko ryczącą V-dwunastkę znaną z legendarnego Countacha, przyspiesza do setki w 7,8 sekundy (co w 2,7-tonowym aucie w latach osiemdziesiątych było prawdziwym osiągnięciem!), ma zbiornik paliwa o rekordowej pojemności 290 litrów oraz spala średnio prawie 31 litrów benzyny! Do tego jest oczywiście wybitnie ekskluzywny. W sumie w ciągu 7 lat produkcji powstało zaledwie 301 egzemplarzy.
Klasyczny LM002 jest o tyle niekorzystny dla Lamborghini, że tworzy perspektywę, która pozwala porównać Urusa. I na jej podstawie nietrudno stwierdzić, że choć nowy SUV wygląda nieźle, jest piekielnie szybki i ma dopracowane wnętrze, na tle włoskiego osiłka z lat osiemdziesiątych staje się trochę zabawką dla dziewczynek. Zmiękczoną, delikatną i przesadnie metroseksualną. Jest po prostu jak Audi Q7, które założyło sportowy strój i w ten sposób chce udawać bezkompromisowego sprintera z groźnym spojrzeniem. Oczywiście wszyscy będą teraz udawać, że wierzą Urusowi. W głębi duszy każdego motomaniaka pojawi się jednak powątpiewanie.