zamknij
REKLAMA
Fot. Materiały prasowe Tesla

Wizja inteligentnej motoryzacji powoli zaczyna stawać się faktem. Mamy już bowiem Tesle, które są w stanie poruszać się samodzielnie. Mamy też samochody typu nowego Audi A8, które podczas jazdy są wspierają kierowcę niemalże w każdym aspekcie za sprawą systemów asystujących. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jeden szczegół. Autonomia jazdy oznacza wiele urządzeń, a urządzenia te potrzebują dużej – naprawdę dużej! – ilości prądu do zasilania…

Producenci motoryzacyjni od dobrej dekady prześcigają się w tworzeniu kolejnych wizji autonomicznej jazdy. Auta będą rozglądać się za kierowców, monitorować sytuację na drodze i w jej otoczeniu, planować trasy i ostatecznie wykonywać wszystkie manewry. Autonomicznie inteligentne samochody interesują kierowców, jednak nikt do tej pory nie rozpatrywał ich pod pewnym kątem. Mowa o wysokim zużyciu energii. Aby auto mogło poruszać się samodzielnie, konieczne jest wyposażenie go w serię urządzeń. I nie mam na myśli wyłącznie dużej ilości sterowników, ale także radary, sonary, czujniki i siłowniki.

Autonomiczne samochody – wady są dość oczywiste!

W czasach niezwykle wydajnych prądnic montowanych w silnikach spalinowych być może nie stanowiłoby to problemu. Naturalnym skutkiem byłoby jednak drastyczne zwiększenie spalania. Autonomizacja jazdy może się niestety zbiec w czasie z przejściem motoryzacji na e-napędy. A tutaj sytuacja już nieco się komplikuje. Czemu? W samochodach elektrycznych inżynierowie powinni walczyć o każdą odrobinę prądu. Tylko w ten sposób zagwarantują im właściwy zasięg i tym samym właściwą funkcjonalność. Montowanie serii odbiorników o dużym zapotrzebowaniu na prąd, nie jest zatem zbyt rozsądne.

O jak dużym zapotrzebowaniu na energię mówimy? Już dziś samochody są wyposażane w serię układów asystujących. Te generują mniej więcej 6 GB danych średnio co 30 sekund. A do ich odebrania, przetworzenia, zanalizowania i zastosowania w warunkach drogowych potrzeba mniej więcej 2500 watów. Taka moc wystarczy do zasilenia 40 standardowych żarówek! A warto wiedzieć o tym, że tak naprawdę stanowi dopiero przystawkę. Pełna autonomia zwielokrotni bowiem ten wynik i sprawi, że problem stanie się jeszcze bardziej palący i jeszcze trudniejszy do przeskoczenia.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ  Szef Forda: jesteśmy zbyt przywiązani do Europy, aby móc się z niej wycofać!

Pomysły są. Ich realizacja będzie jednak kosztowna…

Oczywiście producenci motoryzacyjni znają już to zagadnienie. I starają się pracować nad jego zredukowaniem. Remedium może się stać m.in. gęsto usiana sieć punktów ładujących lub niezwykle oszczędne urządzenia pokładowe. Choć wskazanie odpowiedzi na ważne pytanie nie jest mocno kłopotliwe, tego samego nie da się już powiedzieć o samym wdrożeniu pomysłów w życie. Budowa punktów ładujących wymaga nakładów szacowanych na setki milionów, a być może nawet miliardy euro. Nauczenie urządzeń oszczędności też nie jest proste – nakłada wymóg zastosowania najnowocześniejszych rozwiązań, a te nie są tanie w zakupie i wywindują ceny aut.

Na szczęście firmy motoryzacyjne na razie mocno się nie martwią. A wynika to w głównej mierze z faktu, że mają jeszcze sporo czasu. Szeroka popularyzacja autonomicznych samochodów nie stanie się faktem jutro, a raczej za kilka lat. To jest zatem moment, który można wykorzystać na wytężone prace badawczo-naukowe. A pierwsze ich efekty widać już dziś. Wystarczy wspomnieć m.in. o niezwykle inteligentnym procesorze Xavier skierowanym do sektora motoryzacyjnego. Nvidia zapewnia, że jest on w stanie wykonywać 30 trylionów operacji na sekundę, przy jednoczesnym zużyciu energii na poziomie zaledwie 30 watów. Tylko czy to wystarczy?

Tagi: AudiAudi A8autonomiczne samochodysamochody autonomicznetesla
Kuba Brzeziński

Autor Kuba Brzeziński

Czasami racjonalista, czasami pedantyczny wielbiciel abstrakcji. Ceni wolność i niezależność. Niepoprawny miłośnik samochodów, który wierzy, że pod masą śrubek i mechanizmów kryje się dusza. Poza tym dziennikarz - motoryzacyjny oczywiście.

DODAJ KOMENTARZ