Na potrzeby naszego materiału ustaliliśmy budżet na poziomie 40 tysięcy złotych. Postanowiliśmy sprawdzić jakie modele możemy kupić za tą sumę w poszczególnych segmentach rynku. I co nam wyszło? Trochę opowieść od pucybuta do milionera. Kwota jest wystarczająca, aby kierowca mógł wyjechać z salonu fabrycznie nowym Fiatem Pandą lub kupił na rynku wtórnym kilkunastoletniego… Mercedesa klasy S!
A na tym oczywiście możliwy wybór się na kończy. Rozstrzał ofert jest naprawdę ogromny. Ale to dodaje tylko sprawie pikanterii i sprawia, że kierowca jest stawiany przed jeszcze większym dylematem zakupowym. Zobaczcie wszystkie typy z naszej listy i zastanówcie się który z samochodów z chęcią to wy powitalibyście w garażu.
Fiat Panda III – pachnie świeżością i… tanim plastikiem!
40 tysięcy złotych to kwota wystarczająca, aby kierowca mógł pójść do salonu po fabrycznie nowe auto. Oczywiście wybór będzie musiał niestety ograniczyć wyłącznie do segmentu A. Czemu Fiat Panda? Po pierwsze ma niezwykle sympatyczną twarz. Po drugie jest prosta do granic możliwości, a to pozostawia nieduże pole do popisu dla ewentualnych awarii. Po trzecie poprzednik był produkowany w Tychach, przez co Polacy mają do hatchbacka sentyment.
Za dokładnie 39 900 złotych kupujący otrzyma model napędzany 1,2 litrowym benzyniakiem. 8-zaworowa konstrukcja o mocy 69 koni mechanicznych jest chyba nieśmiertelna, bowiem pamięta jeszcze czasu Uno. Poza tym jest stosunkowo słaba, a to oznacza że bieg można wrzucić na wyższy dopiero w momencie, w którym wszystkie tłoki odbiją swój ślad na masce. Jakie wyposażenie oferują Włosi? 4 poduszki powietrzne, ESP, manualną klimatyzację, radio z 4 głośnikami, dywaniki MOPAR, a nawet – i to nie żart, a zapis ze specyfikacji – instrukcję obsługi w języku polskim!
Mercedes klasy S W220 – limuzyna dla Kowalskiego naście lat później
Budżet na poziomie 40 tysięcy złotych nie jest mocno wygórowany. Szczególnie jeżeli kierowcy marzy się limuzyna segmentu F. Mimo wszystko nawet i w tej grupie pojazdów jest pewien wybór. A nasz padł na Mercedesa klasy S generacji W220. Niemiecki sedan nie będzie jednak nowy – jak wcześniejsza Panda, a w najlepszej opcji powinien mieć 12 lat! Zalety takiego wyboru? Ogromna ilość przestrzeni w kabinie, niezapomniany komfort, majestatyczny wygląd oraz wyposażenie, którego nawet dziś zazdrościć mogą kierowcy samochodów popularnych.
Kilkunastoletni Mercedes niestety nie będzie idealnym środkiem transportu. Po pierwsze na karoserii mocno już widać zmarszczki. Po drugie starzenie dotyczy też mechaniki. A czasami już jedna awaria potrafi zaprowadzić przeciętnie zarabiającego właściciela na granicę bankructwa. Przykład? Regeneracja układu wtryskowego w motorze 400 CDI kosztuje około 4 tysiące złotych. A wszystko przez to, że diesel ma aż 8 cylindrów. Po trzecie segment premium nadal oznacza premium koszty utrzymania. I tak wersja napędzana 5-litrową V-ósemką nie ma żadnych ograniczeń w apetycie. Potrafi spalić w mieście nawet 20 litrów benzyny.
Skoda Fabia III – rozsądek górą!
Przy budżecie ustalonym na 40 tysięcy złotych kierowca może poszukiwać dobrej oferty w segmencie B. W przypadku Skody Fabii trzeciej generacji otrzyma możliwość zakupu pojazdu maksymalnie 2-letniego z szerokim wyborem jednostek napędowych. Najwięcej egzemplarzy jest napędzanych 1,2-litrowym silnikiem TSI o mocy 90 koni mechanicznych. To optymalny wybór – benzyniak jest wystarczająco dynamiczny, oszczędny i po modernizacji bardzo trwały. Poza tym pojawiają się oferty modeli napędzanych litrowym motorem MPI o mocy 75 koni wyposażonym w instalację LPG oraz diesli 1,4 TDI o mocy 90 koni.
Choć spora ilość Fabii może mieć przeszłość poflotową, wśród ogłoszeń zdarzają się auta podemonstracyjne lub z rąk prywatnych. Te są na ogół dosyć dobrze wyposażone i przede wszystkim mają symboliczny przebieg. Pomijając sprawdzony napęd, Skoda ma jeszcze kilka zalet. Gwarantuje przyzwoitą ilość przestrzeni, 330-litrowy bagażnik oraz dobrą jakość wykończenia. Poza tym to tak naprawdę tańsza wersja Volkswagena Polo!
Volkswagen Tiguan – po segmencie B czas na… SUV-y!
40 tysięcy złotych to kwota wystarczająca, aby kupujący w swoich poszukiwaniach zabrnął do segmentu SUV-ów średniej wielkości. Oczywiście podczas poszukiwania auta musi nieco obniżyć poziom oczekiwań. Używany Volkswagen Tiguan mieszczący się w budżecie będzie pochodził z roku 2008 lub 2009. Do tego powinien posiadać pod maską 2-litrowego diesla oraz w dużej ilości przypadków ma szansę być sparowany z napędem na cztery koła 4Motion. W przypadku Tiguana silnik 2,0 TDI na szczęście nie stanowi złej wróżby. To zmodernizowana wersja motoru wyposażona we wtrysk common rail – a to oznacza brak poważnych awarii, niskie zapotrzebowanie na paliwo i dobrą dynamikę jazdy.
Ogromną zaletą Volkswagena jest ilość przestrzeni. Zabiera na pokład cztery dorosłe osoby i 470 litrów bagażu. Sprawdza się jednak nie tylko podczas dalszych wyjazdów, ale też jest wystarczająco kompaktowy podczas poruszania się w mieście. Wady? Tiguan przede wszystkim nie wygląda najlepiej. Prezentuje się trochę jak rozciągnięty Golf.
Ford Focus Mk3 – do miasta i dla rodziny
Jeżeli kierowca ma do wydania kwotę oscylującą w granicy 40 tysięcy złotych, jednym z rozsądniejszych wyborów stanie się samochód segmentu C. A jednym z modelowych przykładów kompaktów jest Ford Focus trzeciej generacji. Auto ma atrakcyjną stylizację, dobrze się prowadzi, a do tego oferuje przestronną kabinę. Ma właściwie tylko dwie słabości. Po pierwsze oferuje bagażnik o mizernej pojemności nieco przekraczającej 300 litrów. Po drugie ma słabą jakość wykończenia wnętrza.
Za sumę ustaloną w budżecie Focus może mieć 3, 4 lub 5 lat. Mowa przede wszystkim o wersjach napędzanych litrowym, doładowanym benzyniakiem lub 1,6-litrowym dieslem TDCi. Większość egzemplarzy używanych będzie mieć poflotową przeszłość. To jednak jeszcze nie oznacza astronomicznego przebiegu. Spora ilość egzemplarzy używanych pokonała do tej pory 60 – 70 tysięcy kilometrów. A to sprawia, że auto bez większych problemów powinno jeździć przez następne kilka lat.
BMW serii 5 E60 – prawie idealne auto kierowcy
I ponownie pojawiamy się w segmencie premium, tylko tym razem w grupie pojazdów E. Być może historia BMW serii 5 generacji E60 nie zaczęła się najlepiej. Auto już w dniu premiery zostało uznane za brzydkie i nie sprzedawało się tak jak poprzednik. Mimo wszystko z czasem przekonało do siebie kierowców, przez co dziś ma szeroką ofertę na rynku wtórnym. Przy kwocie oscylującej w granicy 40 tysięcy złotych dominują diesle. Z jakiego rocznika? Spokojnie można poszukiwać auta wyprodukowanego po 2006 roku. Niestety trzeba liczyć się z tym, że będzie ono napędzane 2-litrowym dieslem, a silnik ten jest serwisowym samobójstwem!
Lepiej zatem wybrać egzemplarz z rocznika 2005 lub 2006. W takim przypadku kierowca będzie mógł zdecydować się na dużo bardziej udanego, 3-litroweg diesla doposażonego w automatyczną skrzynię biegów i w większości przypadków przepastną listę wyposażenia. Czemu seria 5? Prowadzi się dobrze, jest wygodna i przestronna, a do tego daje namiastkę luksusu.
Opel Insignia – auto reprezentacyjne z mocnym dieslem
Jednym z ważniejszych modeli segmentu D, które można kupić za 40 tysięcy złotych, bez wątpienia jest Opel Insignia. To model, który po latach nudy związanych z Vectrą, zaprezentował całkowicie nową jakość w gamie niemieckiej marki. Oczywiście nie jest idealny – okazuje się bardzo ciężki, ma stosunkowo ciasną kabinę i jest przeładowany elektroniką. To mimo wszystko nie przekreśla jego kandydatury na rynku wtórnym. Podstawę oferty stanowią egzemplarze napędzane 2-litrowym dieslem. A to całkiem dobra propozycja. Motor powstał jako wersja rozwojowa fiatowskiego motoru 1,9 Multijet. A to wyśmienita rekomendacja.
W ramach budżetu Insignia może pochodzić z roku 2009, 2010 lub 2011. Część aut będzie naprawdę dobrze wyposażonych. Nierzadko trafiają się egzemplarze posiadające skórzaną tapicerkę, nawigację czy duże felgi aluminiowe. Podczas zakupu warto uważać tylko na jedno – auta powypadkowe. Opel ma delikatny i wymagający układ elektryczny. Model naprawiony po kosztach z pewnością stanie się zatem źródłem elektro-problemów.
Range Rover L322 – król luksusowych SUV-ów
Trzecia generacja Range Rovera dosłownie dopieściła koncepcję znaną z modelu serii pierwszej. To luksusowa limuzyna na szczudłach, która dodatkowo nie boi się błota i dużo lepiej radzi sobie poza utwardzonymi szlakami od mniejszych i mniej prestiżowych SUV-ów. W salonie model napędzany 3-litrowym dieslem BMW kosztował co najmniej 300 tysięcy złotych. Teraz jego cena zdecydowanie stopniała. Nie ma się jednak co dziwić. W zasięgu ręki kierowcy dysponującego kwotą na poziomie 40 tysięcy złotych znajdują się bowiem auta wyprodukowane w latach 2004 – 2006.
Choć Range Rover zaraz po prezentacji nie był modelem najczęściej psującym się, lata eksploatacji zrobiły swoje. Spora część jednostek wysokoprężnych ma już dość dźwigania ciężkiej karoserii. Powoli zaczynają się poddawać też elementy zawieszenia. Kupujący musi się zatem liczyć z tym, że choć brytyjska terenówka ma już naście lat, ceny części nie stopniały za specjalnie. Przykład? Jeden amortyzator kosztuje minimum 800 złotych, miech zawieszenia pneumatycznego 1430 złotych, podczas gdy najtańszy wahacz zostanie wyceniony na 290 złotych.