Rewolucja to słowo, które bardzo często przewija się w wypowiedziach dotyczących Tesli. Nie sposób go uniknąć również w kontekście dwóch nowych premier. Roadster ma być najszybszym samochodem świata. Semi w pełni funkcjonalną, choć elektryczną ciężarówką. Na ile jednak ta rewolucja ma coś wspólnego z rzeczywistością? Nie chcemy pozostawiać tego pytania bez odpowiedzi. Przyjrzymy się zatem sprawie.
Tego nie da się inaczej powiedzieć. Tesla Roadster ma być prawdziwym, drogowym zabijaką! Trzy silniki elektryczne dostarczą czteromiejscowemu kabrioletowi aż 10 000 Nm momentu obrotowego. A to wartość, która jest w stanie zachwycić nie tylko modele Ferrari czy Lamborghini. To wartość, która sprawia że nawet 1600 Nm dostępne w Bugatti Chrionie wydają się być drobiazgiem. Niestety przyspieszeniu auta będzie towarzyszyć dźwięk znany do tej pory z tramwajów. To jednak drobna niedogodność mając na uwadze fakt, że pierwsza setka pojawi się na liczniku Tesli po zaledwie 1,9 sekundy!
Czy to szybko? To wprost piekielnie szybko! Wspomniany wcześniej Chiron przyspiesza do 100 km/h dopiero w 2,5 sekundy. Bezsilny jest nawet Hennessey Venom F5, który według deklaracji producenta miał być najszybszym samochodem świata. Amerykanin ma osiągać pierwszą setkę w 2 sekundy. Jak wygląda porównanie prędkości maksymalnych. Roadster w tej kwestii okazuje się najwolniejszy. Przyspiesza do 402 km/h. Bugatti pojedzie o 61 km/h szybciej, a Hennesey 81 km/h szybciej.
Na jednym ładowaniu nawet 1000 km
Możliwości Roadstera bez dwóch zdań mogą imponować. Co jednak z napędem elektrycznym? Kierowcy, którzy boją się potrzeby ciągłego doładowywania akumulatorów, mogą właściwie spać spokojnie. Amerykanie deklarują, że na w pełni naładowanych bateriach supersamochód pokona nawet 1000 kilometrów. Rywale niestety milczeniem powinni przeczekać temat oszczędności. Głębsze wciśnięcie pedału gazu w Chironie sprawia, że w baku robi się dosłownie wir! Francuskie coupe wyposażone w 8-litrowy silnik W16 podczas jazdy w mieście potrafi spalić nawet 80 litrów na każde sto kilometrów! Nietrudno się spodziewać, że 7,4-litrowe V8 doposażone w dwie turbosprężarki znane z Venoma F5 nie będzie specjalnie ekonomiczne.
Co z ceną? No tak naprawdę dopiero tutaj Tesla Roadster odkrywa asa w rękawie. Hennessey wyceni Venoma F5 na mniej więcej 1,6 miliona dolarów (około 5,74 miliona złotych). Za Bugatti Chirona trzeba zapłacić 2,4 miliona euro (około 10,18 miliona złotych). Amerykanie natomiast wycenią elektrycznego roadstera na zaledwie 200 tysięcy dolarów (około 718 tysięcy złotych). Tak, to nie pomyłka. A to oznacza, że za jednego Chirona można kupić ponad 14 Tesli! Amerykanie albo są szaleńcami, albo postanowili zaproponować kierowcom promocję stulecia. Jedno w tym wszystkim jest pewne – na brak kupujący z pewnością nie powinni narzekać.
Premiery Tesli – stuprocentowe premiery?
Jeżeli o kupujących już mowa, Roadster został pokazany światu jako premiera, jednak tak właściwie nie do końca jest premierą. To bardziej wersja koncepcyjna, która na swoje pięć minut na rynku motoryzacyjnym musi jeszcze trochę poczekać. Ile dokładnie? Tesla twierdzi że do roku 2020. Teoretycznie termin ten wydaje się być rozsądny. W końcu na zamówionego dziś Chriona trzeba będzie poczekać trzy lata, podczas gdy produkcja Venoma F5 wystartuje dopiero w roku 2019. Praktycznie może się okazać, że rok 2020 jest jedynie optymistyczną wizją, a nie realistycznym spojrzeniem na pokonanie trudności związanych z wdrożeniem auta do produkcji.
I podejrzenia, że Elon Musk patrzy przez różowe okulary na premierę Roadstera nie są wcale bezpodstawne. A na poparcie tezy można znaleźć co najmniej kilka argumentów. Po pierwsze sama Tesla twierdzi, że koncept będzie dalej rozwijany i co najważniejsze, testowany. A w fazie testów z całą pewnością wyjdzie parę przeszkód technologicznych. Po drugie kluczowy jest kazus Tesli Model 3. Produkcja modelu ruszyła prawie z rocznym opóźnieniem. Do tego choć trwa czwarty miesiąc, do tej pory nie udało jej się wygenerować zakładanego pułapu. W roku 2017 miało powstać 100 tysięcy sedanów. Natomiast w trzecim kwartale roku Amerykanie zdołali zmontować mizerne 260 aut.
Elitarność? No tutaj już można mieć wątpliwości
Na koniec epizodu dotyczącego Roadstera mamy jeszcze jedną uwagę. Choć cena Tesli zwiększa ciśnienie krwi u motomaniaków. W pewnym sensie stanowi też słabość supersamochodu. 718 tysięcy złotych to oczywiście cała masa pieniędzy. Kwota sprawia jednak, że w polu rażenia nowego elektryka znajduje się Porsche 911, Mercedes SL i Audi R8. A to zdecydowanie nie jest liga Venoma F5 czy Chirona. Zarówno Bugatti z wolumenem oszacowanym na 500 sztuk, jak i Hennessey z serią określoną na 24 auta, to produkty ściśle elitarne. Tesla nie będzie miała takiego charakteru, a arystokratycznych manier nie da się kupić żadną promocyjną ceną. W efekcie na poziomie emocji i w oczach grupy docelowej Roadster okaże się po prostu gorszy.
Drugą i niewiele mniej ważną premierą jest ciężarówka Semi. Po co Amerykanom taki pojazd? Tesla to rewolucja, a rewolucja na rynku motoryzacyjnym musi dotyczyć też ciężarówek. Firma postanowiła zatem wziąć ten segment na warsztat i roztoczyć przed zawodowymi kierowcami naprawdę interesującą wizję. Ciekawa historia zaczyna się już na poziomie materiałów wykończeniowych. Kabina została wykonana z włókna węglowego, a szyby zdaniem producenta powinny wytrzymać nawet… eksplozję nuklearną!
O układzie napędowym Tesli Semi na razie wiadomo niewiele. Ciężarówka ma być napędzana za pomocą czterech silników elektrycznych. Te rozpędzą do setki sam ciągnik w 5 sekund, a w pełni załadowany zestaw w 20 sekund. Bardzo wiele pracy inżynierowie poświęcili też kabinie kierowcy. Ta ma centralnie zamontowany fotel oraz oferuje najnowszą technologię – a w tym zaawansowanego autopilota czy kamery monitorujące martwe pole. Oczkiem w głowie konstruktorów był współczynnik oporu powietrza. Być może ciężko w to uwierzyć, ale amerykańska ciężarówka ma niższy Cx niż Bugatti Chiron.
Premiery Tesli – rewolucja w segmencie heavy
Zdaniem Tesli Semi na w pełni naładowanych bateriach i przy pełnym załadunku będzie w stanie pokonać nawet 800 kilometrów. To jednak dopiero połowa informacji. Za sprawą szybkiej ładowarki akumulatory będzie można doładować do 80 proc. pojemności już w pół godziny! Amerykanie są niezwykle pewni technologii zastosowanej w swojej ciężarówce. Na tyle pewni, że gwarantują klientom bezawaryjność na dystansie – uwaga – 1,6 miliona kilometrów! Co więcej, zaznaczają że po pokonaniu miliona kilometrów, oszczędności na paliwie sięgną kwoty 200 tysięcy dolarów. A to kolejna, niebagatelna deklaracja.
Materiały znane z segmentu supersamochodów, wyjątkowe osiągi, najnowsza technologia napędowa i dopracowana aerodynamika. Wszystkie te cechy sprawiają, że konkurenci z segmentu ciężarówek prezentują się jak biedni krewni Tesli. Przykład? Mercedes Actros Volumer oferuje mizerne 476 koni mechanicznych, jest wykonywany głównie z metalu, a jego kabina kształtem przypomina pudło po telewizorze starego typu. Co z ceną? Niemcy wyceniają swoją ciężarówkę na ponad 87 tysięcy euro. Tesla będzie kosztować…
No właśnie na razie nie wiadomo jak wysoko Amerykanie wycenią swoją pracę. Choć premiera ciężarówki ma nastąpić w roku 2019, czyli 12 miesięcy przed Roadsterem, na razie marka nie chce oficjalnie komunikować ceny. W zamian mocno skupia się na samych superlatywach i zaznacza, że pojazd można zarezerwować za 5 tysięcy dolarów. Zauważcie, że to kwota dość symboliczna. Czyżby na tyle symboliczna, aby bez większego żalu można ją było zwrócić jakby coś poszło nie tak?
Wersja produkcyjna? Raczej na to się nie zapowiada
I nawet jeżeli Tesli Semi rzeczywiście uda się wyjść z fazy konceptu, bez względu na fakt czy w mało realnym terminie w roku 2019, tanio z całą pewnością nie będzie! Po pierwsze zadecydują o tym „ekskluzywne” materiały wykończeniowe. Wyobrażacie sobie ile będzie musiało kosztować włókno węglowe potrzebne do budowy tak dużej karoserii? Po drugie cenę skutecznie podbije na wskroś nowoczesna technologia, a w tym przede wszystkim potężnej pojemności akumulatory.
W świecie Tesli technologiczne wyrafinowanie staje się codziennością, a nowoczesność dziś spotykana na drogach zaczyna wpisywać się na kartę z napisem wczoraj. I choć koncepcja ta jest wyjątkowo dobrze dopracowana, to dopracowanie ma wyłącznie wymiar marketingowy. Prezentacje były wymierzone w to, żeby roztoczyć przed kierowcami cudowną wizję i zagrać na ich emocjach. Gra ta – zdaje się – nie ma jednak wiele wspólnego z rzeczywistością. Ani dziś, ani nawet w roku 2019 czy 2020. Nietrudno odnieść wrażenie, że dwa nowe modele Tesli są raczej objawieniem, którym marka chce karmić świat motoryzacyjny tak długo, jak długo się da.
Kolejny Twój „artykuł” o Tesli dziennikarzyno i znowu pokazujesz jakim dyletantem jesteś (no ale przynajmniej nie kłamiesz tak bezczelnie jak ostatnio, postęp!)
> Po drugie kluczowy jest kazus Tesli Model 3. Produkcja modelu ruszyła
prawie z rocznym opóźnieniem. Do tego choć trwa czwarty miesiąc, do tej
pory nie udało jej się wygenerować zakładanego pułapu. W roku 2017 miało
powstać 100 tysięcy sedanów. Natomiast w trzecim kwartale roku
Amerykanie zdołali zmontować mizerne 260 aut.
To jest kompletny stek bzdur/pomyłek i głupot.
Weź się za szydełkowanie czy coś a nie pisz o elektrykach.
Witam,
Dziękuję za uwagi i zainteresowanie tekstem. Idea stojąca za materiałem była taka, że miał on wzbudzić dyskusję. Dyskusję nad firmą Tesla i pomysłami, które w ostatnim czasie zaprezentowała. Widzę, że w pewnym sensie mi się udało. 😉 Oczywiście tylko w pewnym, bowiem oczekiwałem nieco bardziej merytorycznych wypowiedzi. Niemniej każde uwagi od czytelników są dla mnie ważne – nawet te o szydełkowaniu. I za nie serdecznie dziękuję. 😉
Pozdrawiam.
Pod tym kłamliwym artykule o trujących elektrykach masz trochę rzeczy do poczytania. Polecam poczytać i nie szerzyć propagandy firm których biznes opiera się na ropie i którym pali się pod nogami.
Artykuły osób które grają na spadki akcji i których celem jest sianie FUDu aby zbić kurs również nie są dobrym miejscem do informowania się co do stanu firm.
Co do zacytowanego fragmentu – produkcja była na czas – ba! ruszyła z półrocznym wyprzedzeniem wobec pierwotnych planów. Np.
http://www.reddit.com/r/teslamotors/comments/7dtljf/friendly_reminder_that_elon_musks_original/
Tak samo to „100tyś.”
To jest produkcja wszystkich S+X (hatchback/fastback i SUV) i jedynie w dodatku parę tysięcy 3 (i tylko ten jest sedanem! więc nawet nie pisz, że miałeś na myśli liczbę razem).
Ale tekst o elektrykach tylko w Pana mniemaniu mówił o ich toksyczności. Moim zdaniem była to opowieść o tym, że elektryki być może nie są złe, ale nie warto mydlić wszystkim oczu, że nie wiążą się dla środowiska z żadnymi szkodami. Na końcu pojawia się też puenta mówiąca o tym, żeby producenci dołożyli wszelkich starań, aby ta szkodliwość byłą jak najmniejsza. Czasami warto czytać ogólny sens i trochę między słowami. Więc Pana ocena sytuacji jest delikatnie mówiąc krzywdząca.
Poza tym mam pełne prawo do przedstawiania swojego poglądu na sprawę – na tym właśnie polega pluralizm poglądów. Wyrażam swoje poglądy, a dowodem niech będzie fakt, że podpisuję się swoim imieniem i nazwiskiem, a nie tajemniczym nickiem. Pan oczywiście ma prawo się nie zgadzać. Tego nie będę negował. Tylko tak samo Pan nie może negować mojego prawa do wypowiedzi.
Jeżeli chodzi o ilość produkowanych Tesli, polecam wywiad udzielony przez Muska dziennikarzom insideevs.com. Oto słowa Pana Elona – dodam tylko, że powiedziane w roku 2016
„So as a rough guess, I would say we would aim to produce 100,000 to
200,000 Model 3s in the second half of next year. That’s my expectation
right now.”