zamknij
REKLAMA

Poszukiwanie eksploatacyjnych oszczędności jest naturalnym kierunkiem myślenia. W obniżaniu wydatków związanych z użytkowaniem samochodu nie ma niczego złego. Oczywiście do momentu, w którym kierowca nie zacznie przesadzać. A jednym z kluczowych pól, na których należy zachować rozwagę, jest zakup ogumienia. Nie kupuj opon używanych czy bieżnikowanych. Ich stan jest wielką niewiadomą. Zdecyduj się na nowe, jednak z segmentu ekonomicznego!

Samochód podczas jazdy styka się z powierzchnią asfaltu za pomocą czterech kół. To te punkty decydują o właściwym poziomie trakcji, możliwości przeniesienia mocy silnika na drogę czy uniknięciu poślizgu w czasie jazdy w zakręcie oraz na mokrej lub śliskiej nawierzchni. Znaczenie powierzchni styku jest o tyle duże, że tak naprawdę ma ona wartość bardzo niewielką. Jak zapewniają specjaliści z rynku oponiarskiego, w przypadku rodzinnego samochodu kompaktowego zazwyczaj nie przekracza wielkością kartki papieru A4. To płaszczyzna, która ma zapewnić kierowcy i podróżującym z nim pasażerom bezpieczeństwo. To też płaszczyzna, dla której jakość opon ma ogromne znaczenie.

Kierowcy podczas poszukiwania eksploatacyjnych oszczędności coraz częściej rezygnują z zakupu nowego ogumienia. Czym je zastępują? Rynek ma cały szereg ofert. A jednym z popularniejszych przykładów są opony używane. Ich zakup niestety nie ma większego sensu. Szczególnie że kierowca tak naprawdę kupuje kota w worku. Do momentu, w którym opony takie nie zostaną zamontowane na felgach, prowadzący nie będzie się mógł upewnić, że nie są zdeformowane, popękane czy nie mają np. uszkodzonej wewnętrznej struktury i na ich powierzchni nie pojawi się guz. Każde z tych uszkodzeń eliminuje ogumienie z dalszej eksploatacji!

 

Zakup opon używanych może być… eksploatacyjną miną

Zakupu opon używanych kierowca dokonuje na własną odpowiedzialność. To oznacza, że sprzedający nie zapewni mu ani gwarancji, ani nie będzie w stanie określić przybliżonego czasu eksploatacji. Nieco inaczej sytuacja wygląda w przypadku modeli bieżnikowanych. Pod nazwą tą ukrywa się ogumienie, które zyskało nowe życie. To oznacza, że ma mechanicznie zerwany zużyty bieżnik, a w jego miejsce zawulkanizowany nowy. Na pierwszy rzut oka opony tego typu mogą wyglądać zupełnie tak, jakby były fabrycznie nowe. Kierowca nie powinien jednak dać się zwieść. Wysoki i niezużyty bieżnik to jeszcze niestety nie wszystko.

Kluczem do trwałości ogumienia i jego właściwości trakcyjnych jest także m.in. wewnętrzna struktura i wzmocnienia. A stanu tych elementów nie da się ocenić na podstawie oceny wzrokowej. Konieczne do tego jest prześwietlenie. Kondycja opasania to jednak dopiero pierwsza z wątpliwości. Druga dotyczy właściwości gumy, kształtu i sposobu działania nowego bieżnika oraz technologii wulkanizowania wykorzystywanej w warsztacie. Błędy popełnione przez warsztat na którymś z tych pól mogą oznaczać, że kierowca nie będzie mógł w pełni cieszyć się zregenerowanymi oponami. W efekcie dość szybko i tak zawita w sklepie motoryzacyjnym oraz zostanie zmuszony do zakupu ogumienia nowego.

Skoro zakup opon używanych i bieżnikowanych nie jest dobrym sposobem na oszczędności, co nim jest? Odpowiedzi na to pytanie nie trzeba poszukiwać zbyt długo. Szczególnie dziś – czyli w czasach, w których oferta segmentu budżetowego na rynku pierwotnym jest naprawdę szeroka. Oczywiście nawet i w sklepach motoryzacyjnych są pewne zasady, do których kierowca powinien się stosować. A podstawę stanowi unikanie ofert podejrzanie atrakcyjnych. Często dotyczą one opon produkowanych w Chinach przez nieznane marki. A to żadna gwarancja jakości. Poza tym zdarzają się przypadki, w których ogumienie jest wręcz wyposażane w sfałszowane i wprowadzające kupującego w błąd etykiety.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ  Test opon letnich segmentu premium - gdzie szukać wskazówek?

 

Budżetowa marka dużego producenta: opony Kingstar, technologia Hankook

Podczas kupowania ogumienia taniego warto przeanalizować cały kontekst produktowy. Marka może nie być renomowana. To jednak jeszcze nie oznacza, że nie korzysta z renomowanej technologii. W końcu może być częścią dużego koncernu. Takich przykładów na rynku nie brakuje. Jednym z nich jest chociażby Kingstar. To koreański producent, który produkuje swoje opony w Chinach. To jednak jeszcze nie stanowi dla niego ujmy technologicznej. Firma została bowiem powołana do życia przez Hankooka. W ten sposób ma dostęp do jego rozwiązań technologicznych i centrów badawczo-rozwojowych oraz korzysta z tych samych standardów produkcyjnych jak firma-matka.

O szerszym kontekście opon Kingstara świadczy jeszcze kilka innych wskaźników. Firma powstała w roku 1998 i jednym z jej głównych rynków docelowych od początku była Europa. Ekspansja rynkowa początkowo skupiona przede wszystkim na rynku krajów Beneluksu sprawia, że dziś produkty tej firmy cieszą się w państwach takich jak Belgia, Holandia czy Luksemburg naprawdę mocną pozycją rynkową i zapracowały na tytuł wyższej klasy budżetowej. Teraz Kingstar jest sprzedawany w Stanach Zjednoczonych, prawie całej Azji i Ameryce Południowej. W efekcie może się pochwalić obecnością w 180 krajach.

Ceny opon oferowanych przez Kingstara prezentują się bardzo atrakcyjnie. Aby to udowodnić, wystarczy wziąć na warsztat dwa najpopularniejsze w Europie rozmiary ogumienia. W przypadku wielkości 195/65 R15 (spotykanej w popularnych w Europie segmentach B i C) model letni Road Fit SK70 został wyceniony przez sklep Inter Cars na zaledwie 142 złote za sztukę. Dla porównania za oponę Michelin Energy Saver+ w identycznym rozmiarze trzeba zapłacić blisko 263 złote. Taka różnica oznacza, że na jednym komplecie ogumienia kupujący, który zdecyduje się na Kingstara, może zaoszczędzić nawet 484 złote!

 

Rozmiar większy? Opony Kingstar to nadal oszczędności!

Sytuacja mocno nie zmienia się w przypadku rozmiaru większego. 205/55 R16 to wielkość charakterystyczna dla segmentów C i D, dzięki czemu dziś wiedzie prym w europejskich wynikach sprzedaży. Za każdą sztukę ogumienia letniego Road Fit SK10 w takim właśnie rozmiarze właściciel samochodu będzie musiał zapłacić blisko 156 złotych. Gdy zamiast Kingstara na felgach pojazdu pojawi się opona segmentu premium, a konkretnie model Pirelli Cinturato P7, cena każdej sztuki wzrośnie do prawie 278 złotych. W ten sposób w przypadku wyboru ogumienia koreańskiego oszczędność na jednym komplecie sięgnie 488 złotych.

Eksploatacja samochodu jest znaczącym obciążeniem w domowym budżecie. Nie ma się zatem co dziwić, że kierowcy w jej ramach mogą starać się poszukiwać oszczędności. Obniżanie kosztów to dobry kierunek. Nie powinien być jednak obierany na siłę! Przykład? Chcąc zmniejszyć wydatki lepiej nie kupować opon używanych czy nieprofesjonalnie bieżnikowanych. Ich jakość pozostawia wiele do życzenia, a jakość w przypadku ogumienia stanowi podstawę bezpieczeństwa podczas jazdy. Lepiej zatem kupić produkt taniej marki takiej jak Kingstar, która korzysta z technologii renomowanej firmy-matki takiej jak Hankook. To oszczędność, która zagwarantuje jakość i długą eksploatację w rozsądnej cenie.

Tagi: jakie opony do autaoponyopony budżetoweopony używane
Kuba Brzeziński

Autor Kuba Brzeziński

Czasami racjonalista, czasami pedantyczny wielbiciel abstrakcji. Ceni wolność i niezależność. Niepoprawny miłośnik samochodów, który wierzy, że pod masą śrubek i mechanizmów kryje się dusza. Poza tym dziennikarz - motoryzacyjny oczywiście.

DODAJ KOMENTARZ