W eksploatację samochodu używanego niejako z góry wpisane są koszty związane z serwisowaniem. I nie mamy w tym momencie na myśli wyłącznie materiałów eksploatacyjnych. We współczesnych samochodach jest wiele układów, które po kilku latach potrafią zwieść. Co gorsze, koszt ich naprawy często jest mało atrakcyjny. Zobaczcie listę elementów, na wymianę których musicie przygotować się kupując kilkuletni pojazd używany.
Turbosprężarka – moc okupiona sporym kosztem
W XXI wieku bardzo ciężko wyobrazić sobie nowoczesny silnik diesla czy benzynowy pozbawiony turbosprężarki. To ona gwarantuje wyższą moc i to ona w dużej mierze ogranicza ilość spalanego paliwa. W jaki sposób działa? W metalowej puszce zamknięte są dwa wirniki połączone jednym wałem. Wirnik znajdujący się w kanale odprowadzającym jest napędzany siłą spalin. Siłę tą za pomocą wspólnej osi przekazuje na wirnik znajdujący się w kanale dolotowym. Ten z kolei napędza ruch powietrza dostarczanego do komory spalania i zwiększa jego ilość wtłoczoną podczas poszczególnych cykli pracy.
Warunki pracy turbosprężarki są ekstremalne. Przy dużym obciążeniu silnika potrafi osiągnąć prędkość nawet 300 tysięcy obrotów na minutę! Dodatkowo pod jej obudową może się kumulować temperatura dochodząca nawet do 800 stopni Celsjusza. Jak ją chronić przed uszkodzeniami? Podstawą jest regularna wymiana oleju i używanie smarowidła głównie o bardzo dobrych parametrach. Poza tym nie można zapominać o wymianie filtra powietrza oraz właściwej higienie pracy. Zarówno po rozruchu, jak i przed zgaszeniem doładowanego silnika trzeba odczekać chwilę. Powód ku temu jest jeden – chodzi o właściwe smarowanie i odprowadzanie temperatury z wnętrza mechanizmu.
Awaria turbosprężarki z całą pewnością nie będzie miłym doświadczeniem. A winny temu jest koszt naprawy. Za nowe turbo trzeba zapłacić minimum 1600 złotych. Ceny potrafią jednak szybować nawet do kilkunastu tysięcy! Ceny regeneracji zaczynają się już od 700 – 800 złotych i kończą się na kwocie oscylującej w granicy 2 tysięcy złotych.
Akumulator – bez prądu nie ma jazdy!
Układ elektryczny zamontowany w samochodzie jest samowystarczalny. Za sprawą alternatora generuje energię podczas jazdy, a ta służy nie tylko do bieżącego zasilania pokładowych urządzeń, ale też jest magazynowana w akumulatorze. To akumulator odpowiada za dostarczenie prądu do porannego rozruchu czy chociażby centralnego zamka, który po naciśnięciu przycisku wpuści kierowcę i pasażerów do wnętrza. Oczywiście zasobnik energii tak jak każda inna część ma swoją wytrzymałość, a ta często jest wyliczona zazwyczaj na 3 – 4 lata średnio intensywnej eksploatacji.
Czemu kiedyś akumulatory potrafiły wytrzymać nawet kilkanaście lat? Odpowiedź jest prosta – drastycznie zmieniły się same auta. Teraz są one ogromnym skupiskiem odbiorników prądu, a duża ilość urządzeń oznacza dużą ilość cykli pracy i częstsze rozładowywanie akumulatora. Intensywnie eksploatowany zasobnik z czasem traci swoje właściwości, a o jego ułomności kierowcy w większości przypadków przekonują się zimą. Oczywiście można starać się reanimować akumulator – można użyć kabli rozruchowych czy podłączyć go do prostownika. Jedynym pewnym sposobem usunięcia usterki jest jednak wymiana na nowy. A tutaj ceny zaczynają się już od 150 – 200 złotych.
Komputer komfortu – jest wygodnie, ale i… drogo!
Kierowcy bardzo chętnie patrzą w motoryzacyjną przeszłość. Chcą żeby samochody stawały się coraz bardziej inteligentne, miały coraz więcej nowoczesnych rozwiązań na pokładzie oraz wspierały kierowcę podczas jazdy za sprawą zaawansowanych systemów bezpieczeństwa. XXI wieku nie byłoby jednak w motoryzacji, gdyby nie jedno urządzenie – tzw. komputer komfortu. To nic innego jak magistrala, która zajmuje się adresowaniem impulsów przekazywanych w układzie elektrycznym auta. To dzięki niej informacje płynące z czujnika natężenia światła precyzyjnie trafiają do reflektorów, a odczyty temperatury w kabinie mogą zostać odczytane tylko i wyłącznie przez automatyczną klimatyzację.
Niestety to co jest największą zaletą komputera komfortu, jednocześnie decyduje o jego największej wadzie. Awarie urządzenia są niezwykle trudne do wykrycia. Raz mogą przestać działać światła, innym razem radio zgubi głos, a w trzecim przypadku nawiewy zamiast chłodem powieją gorącym powietrzem. Co najczęściej decyduje o awarii komputera komfortu? Ten nie lubi wilgoci, ale zazwyczaj jest słabo przed nią chroniony. Poza tym zgubne okazują się uszkodzenia podczas zdarzeń drogowych, ewentualnie błędy popełnione np. podczas montażu niefabrycznego radioodtwarzacza.
Elektromechanicy raczej nie naprawiają komputera komfortu. Element trzeba wymienić na nowy. W przypadku modeli z przełomu lat dziewięćdziesiątych i nowego millenium magistrala powinna kosztować około tysiąca złotych. Do sumy tej trzeba doliczyć jeszcze koszt montażu i programowania.
Koło dwumasowe – wymóg stawiany przez moc
Silniki szczególnie te wysokoprężne podczas pracy na wysokich i niskich obrotach produkują dużą ilość drgań. Aby te nie były przenoszone na układ napędowy i do kabiny, inżynierowie zdecydowali się na zastosowanie tłumika drgań skrętnych. Koło dwumasowe zamontowane zaraz przy sprzęgle odbiera wibracje i gwarantuje komfort jazdy. Niestety ma też i nieco bardziej mroczną twarz. Czemu? Otóż dwumasa choć potrzebna, niestety nie cieszy się wysoką trwałością. Źle znosi obciążenie układu napędowego, a jeszcze gorzej reaguje na nieumiejętne operowanie pedałem sprzęgła.
W sytuacji, w której kierowca porusza się głównie w mieście, ma pod maską mocny silnik diesla oraz lubi dynamiczną jazdę, koło dwumasowe potrafi ulec awarii już po pokonaniu 60 tysięcy kilometrów. Podstawowym objawem zużycia są wibracje. Te występują podczas zmiany przełożeń i na biegu jałowym. Co więcej, z czasem podczas redukcji mogą zacząć występować piski oraz dwumasa może hałasować podczas jazdy. Nowy mechanizm kosztuje minimum 700 złotych. Tak „niska” cena dotyczy jednak zazwyczaj aut starszych. W nowszych koło dwumasowe często jest wyceniane nawet na 1200 – 1500 złotych. Do tego doliczyć trzeba wartość kompletu sprzęgła oraz pracy mechanika. Sumka robi się naprawdę pokaźna!
Łańcuch rozrządu – coś poszło nie tak…
Napęd rozrządu jest jednym z tych elementów, które w samochodzie wymagają regularnej wymiany. W tym momencie należy się jednak pewne zastrzeżenie. To nie dotyczy łańcucha, który w założeniach konstruktorów powinien starczyć na całe życie silnika. I choć w latach osiemdziesiątych rzeczywiście tak było, współczesne łańcuchy już tak trwałe nie są. W silnikach grupy Volkswagena z serii TSI, koncernu PSA o oznaczeniu THP czy Oplowskich, litrowych benzyniakach potrafią zacząć hałasować już po kilku miesiącach od opuszczenia salonu sprzedaży!
Co jest z nimi nie tak? Najczęściej o przedwczesnym wyciągnięciu łańcucha rozrządu decyduje działanie dwóch mechanizmów. Po pierwsze winny bywa wadliwie zaprojektowany napinacz – ten na zimnym silniku działa zbyt słabo, co w połączeniu z gorszym smarowaniem szybko wyciąga ogniwa napędu. Po drugie winne mogą być i same łańcuchy – dużo cieńsze niż stosowano kiedyś, a co za tym idzie dużo mniej wytrzymałe.
Dziś łańcuch rozrządu niestety nie stanowi już sposobu na spokój eksploatacyjny. A do tego wcale nie jest tani w naprawie. Choć ceny zestawów części zaczynają się od 250 – 300 złotych, to dopiero początek wydatków. Może się bowiem okazać, że najtańszy komplet nie będzie zawierał wszystkich elementów. Co więcej, do kwoty należy doliczyć jeszcze pracę mechanika. W efekcie wymiana łańcucha rozrządu może kosztować nawet przeszło tysiąc złotych.