autofakty.pl

Auta za 20 tysięcy, które nie chcą się psuć! Nic tylko kupować!

bezawaryjny do 20 tysięcy

Nie da się ukryć, że kwota na poziomie 20 tysięcy złotych w przypadku zakupu samochodu nie jest mocno wygórowana. Mimo wszystko okazuje się być wystarczająca, aby kierowca mógł sobie pozwolić na zakup pojazdu prawie bezawaryjnego. Niska ilość usterek w aucie używanym to niezwykle ważny czynnik! Powoduje, że kierowca nie musi nieustannie jeździć do mechanika, a koszty eksploatacji zdecydowanie maleją. Dziś przygotowaliśmy zatem listę tanich tytanów trwałości.

Toyota Auris I – Japonia cały czas w formie!

W roku 2006 stało się coś bardzo dziwnego w gamie Toyoty. Mimo iż Corolla była najlepiej sprzedającym się autem na świecie i jednym z najdłużej produkowanych modeli, Japończycy postanowili odejść od tej nazwy w przypadku nadwozia typu hatchback. Czemu? Corolla oznaczała potężny sukces, ale też niestety bardzo mocno wizerunkowo wiązała się z osobami starszymi. A Toyota w dobie hybrydowej rewolucji chciała skupić się na dużo młodszej klienteli. Zmiana nazwy połączona z drastyczną zmianą stylistyczną miała sprawić, że do salonów japońskiej marki zajrzą młodzi. Choć początkowo świat motoryzacyjny zwiastował porażkę nietuzinkowego pomysłu, dziś Auris czuje się na rynku jak ryba w wodzie.

Fot. Materiały prasowe Toyota

Nowa Toyota zaprezentowana w roku 2006 nadąża za trendami XXI wieku, jednak nadal nie jest mocno urodziwa. Prezentuje się jak przerośnięty hatchback. Napompowane nadwozie gwarantuje jednak pasażerom dużą ilość miejsca w kabinie oraz możliwość korzystania z 354-litrowego bagażnika. Praktyczność jest ważna, jeszcze ważniejsza okazuje się jednak bezawaryjność. A Auris praktycznie nie chce się psuć! Pierwsze egzemplarze mają już 11 lat, a lista usterek nadal jest symboliczna. Auto szybko pali lampy wyładowcze w ksenonach, może się popsuć centralny zamek i jeden z czujników ABS oraz koroduje osłona termiczna wydechu.

Co z paletą silnikową Toyoty? Absolutnie należy wystrzegać się wersji napędzanych 2,2-litrowym dieslem. Jednostce grozi erozja tulei cylindrycznych. 1,4-litrowy motor wysokoprężny jest nieco zbyt słaby, ale w zamian wyjątkowo trwały i oszczędny, podczas gdy do benzyniaków ciężko mieć jakiekolwiek zastrzeżenia.

Ford Fiesta Mk7 – samochody na F nie zawsze się psują

Fiesta siódmej generacji zaprezentowała całkowicie nową jakość designerską w gamie Forda w segmencie B. Poprzednik modelu praktycznie nie miał czegoś takiego jak stylizacja. Jego nadwozie składało się z linii prostych, które często przecinały się pod kątem 90 stopni. W ten wersji sylwetka jest naprawdę nowoczesna i dynamiczna. A to sprawia, że na Fiestę Mk7 nie tylko miło patrzeć, ale jeszcze „milej” jest nią jeździć. Wady doszukać się można tak właściwie tylko w kabinie pasażerskiej. Identycznie jak w najnowszych Focusie, konsola centralna jest nieco przekombinowana – posiada zbyt dużą ilość przycisków, które przy pierwszym kontakcie mogą przytłaczać kierowcę.

Fot. Materiały prasowe Ford

Ford mocno przyłożył się do prac stylistycznych, ale także dopracował kwestię jakości. I to widać w rankingach bezawaryjności. Fiesta jest chwalona, a lista jej ewentualnych usterek składa się z zaledwie kilku pozycji. Na co powinien przygotować się kierowca? Problemy mogą dotyczyć fabrycznego radia i centralnego zamka, paść może czujnik otwierania tylnej klapy, a moduł głosowego wybierania numerów potrafi rozładować akumulator. Na niski poziom problematyczności można liczyć również w przypadku silników – szczególnie tych najpopularniejszych na rynku wtórnym.

Silnik benzynowy o pojemności 1,25 litra dysponuje stadem 80 koni mechanicznych. Rozpędza auto do setki w 13,3 sekundy, spala w mieście około 8 litrów paliwa i praktycznie nie miewa żadnych charakterystycznych usterek. Francuski diesel 1,4 TDCi oferuje 68 koni mechanicznych i z pewnością nie jest demonem prędkości – rozpędza Fiestę do setki w około 15 sekund. W zamian spala w mieście około 5 litrów oleju napędowego, okazuje się naprawdę wytrzymały, a do tego ma mało zaawansowanego osprzętu, co wiąże się z niższymi kosztami napraw.

Honda Civic VIII – z ery kosmicznej… trwałości

Honda Civic ósmej generacji została zaprezentowana w 2005 roku, czyli już 12 lat temu. Mimo wszystko nadal patrząc na jej sylwetkę nie do końca wiem czym inspirowali się projektanci. Najpopularniejsza wersja mówi o wzorowaniu się na statkach powietrznych, stąd wzięła się ksywka hatchbacka. Auto w kręgu wielbicieli modelu jest nazywane UFO. Futurystyczny kształt początkowo sprawił, że wszyscy wróżyli Hondzie sprzedażową porażkę. O dziwo auto spodobało się emerytom – którzy stanowią zasadniczą część klientów wybierających Civica, a w efekcie było wykupowane jak ciepłe bułeczki.

Fot. Materiały prasowe Honda

Choć sylwetka Civica zmieniła się drastycznie, jedno pozostało. Model nadal jest jednym z tych aut, które psują się niezwykle rzadko. Benzyniaki 1,4 i-VTEC (100 KM) i 1,8 i-VTEC (140 KM) stanowią gwarancję bezawaryjnej eksploatacji przez lata, a recepta na ich trwałość składa się z kilku czynników. Są wolnossące, mało wysilone i po prostu sprawdzone. Problemów nie powinny mieć również osoby poszukujące diesla. 140-konna jednostka 2,2 i-CTDi – która stanowi autorską konstrukcję Hondy – też spisuje się wyśmienicie podczas eksploatacji. Usterki osprzętu przydarzają się dopiero po przekroczeniu przebiegu na poziomie 250 tysięcy kilometrów. Wcześniej psują się wyłącznie drobiazgi.

Wadą charakterystyczną Hondy Civic VIII są przygasające zegary. Poza tym klamki drzwi potrafią haczyć oraz zdarzają się problemy z elektronicznym modułem wspomagania układu kierowniczego. To w zasadzie koniec możliwych usterek.

Suzuki Swift III – sympatyczny wojownik z Japonii!

O Suzuki Swifcie można powiedzieć wiele dobrego. Trzecia generacja auta kształtem odwołuje się do brytyjsko-niemieckiego MINI, prowadzi się jak prawdziwy gokart, a do tego większość egzemplarzy używanych oferuje naprawdę dobry poziom wyposażenia. Dla przykładu większość modeli nowych była wyposażana w klimatyzację. Japoński hatchback daje frajdę nie tylko podczas jazdy, ale i całej eksploatacji. Zagląda bowiem do serwisu przede wszystkim na regularne przeglądy. Nieplanowane wizyty w warsztacie wynikają najczęściej ze zużycia jednego z amortyzatorów, ewentualnie usterki centralnego zamka. Ciężko wskazać większą ilość charakterystycznych problemów konstrukcji.

Fot. Materiały prasowe Suzuki

Kupując Suzuki Swifta trzeciej generacji kierowca musi się przyzwyczaić właściwie tylko do dwóch wad auta. Po pierwsze ilość przestrzeni w kabinie jest mniejsza od dużej liczby rynkowych konkurentów. Po drugie należy pogodzić się z tym, że jakość materiałów wykończeniowych – a właściwie głównie plastików – jest mało zadowalająca. Tworzywo użyte do budowy konsoli centralnej jest twarde, zimą może mocno trzeszczeć, a do tego po kilku latach eksploatacji wyciera się i zaczyna świecić jak wytarta obudowa od starego pilota od kablówki.

Audi A2 – bezawaryjny do 20 tysięcy

Największą zaletą Audi A2 z całą pewnością nie jest stylizacja. Garbaty hatchback ma złowrogie spojrzenie i jest nienaturalnie wąski. Do tego w salonie był abstrakcyjnie drogi! Za fabrycznie nowe auto w roku 2000 trzeba było zapłacić u polskiego dealera 63 tysiące złotych. Do kwota, która w tamtym czasie wystarczyła na model segmentu D, a nie B. Na szczęście z czasem ceny używanych Audi zdecydowanie stopniały. W efekcie dziś większość modeli z drugiej ręki można kupić już poniżej 20 tysięcy złotych. Tylko czy warto? Jeżeli kierowcy mniej zależy na urodzie, a bardziej na niezawodności, z pewnością tak. A2 psuje się rzadko, a większość usterek jest tania w usunięciu.

Fot. Materiały prasowe Audi

Zdarzają się problemy z modułem komfortu oraz padają czujniki stopu. Do tego kierowca może wybrać z palety silnikowej sprawdzoną i naprawdę trwałą konstrukcję – 75-konny silnik benzynowy o pojemności 1,4 litra. Ten daje hatchbackowi przyzwoitą dynamikę jazdy, a do tego spala w mieście nieco ponad 8 litrów paliwa. Co z dieslami? Silnik 1,4 TDI z uwagi na wiek może mieć kosztowne problemy z luzem na wale korbowym. Motor 1,2 TDI też raczej stanowi wybór podwyższonego ryzyka. Jednostka zawsze spalała więcej niż obiecane przez producenta 3 litry oleju napędowego, a do tego jest pełna części nietypowych. A te da się kupić wyłącznie w ASO, gdzie ceny są astronomiczne. Przykład? Półoś potrafi kosztować 2 tysiące złotych.

Podczas zakupu A-dwójki należy uważać na jeszcze jedną rzecz. Na modele delikatnie uszkodzone. Nie każdy kierowca o tym wie, ale panele nadwozia Niemca są wykonane z aluminium. A tego nie da się po prostu „wyklepać”. Każdy z naruszonych elementów trzeba wymienić na nowy!

Exit mobile version