Continental bez wątpienia wszystkim kierowcom kojarzy się w dużej mierze z rynkiem oponiarskim. Tym razem jednak inżynierowie niemieckiej firmy postanowili wykazać się technologicznym kunsztem w innej dziedzinie. Pokłonili się nad przyszłością samochodów elektrycznych oraz stworzyli system bezprzewodowego ładowania pokładowych akumulatorów! Rozwiązanie ponoć zostanie pokazane podczas targów we Frankfurcie.
Kolejne rządy państw europejskich zapowiadają wprowadzenie zakazu sprzedaży samochodów z napędem spalinowym już w drugiej dekadzie XXI wieku. A jako że deadline zbliża się coraz większymi krokami, producenci motoryzacyjni na poważnie muszą się rozejrzeć za zeroemisyjną odpowiedzią na przyszłe potrzeby kierowców. Najbardziej oczywistym kierunkiem rozwoju są samochody elektryczne. Te niestety mają jeszcze kilka ograniczeń.
Podstawową wadą elektryków jest zasięg. Auta wyceniane całkiem rozsądnie – tj. na kwotę od 80 do blisko 100 tysięcy złotych – nie są w stanie pokonać na jednym ładowaniu więcej niż 130 – 200 kilometrów. O ile zasięg taki jest całkowicie wystarczający podczas codziennej jazdy w mieście, o tyle stanowi barierę nie do pokonania w przypadku weekendowych czy wakacyjnych wyjazdów. Na szczęście producenci doskonale o tym wiedzą i już dziś zastanawiają się nad tym, jak zwiększyć funkcjonalność elektryków.
Powiedzmy to głośno: większa baterie to ślepy, cenowy zaułek!
Jeszcze kilka lat temu ważnym kierunkiem rozwoju była pojemność akumulatorów. I tak powstały sedany, które na jednym ładowaniu mogą poruszać się na dystansie nawet 400 kilometrów. Niestety tak wydajne baterie są po prostu drogie w produkcji, a to mocno przekłada się na cenę pojazdu, która podskoczyła do ponad 400 tysięcy złotych. Czy to oznacza ślepy zaułek? Nie do końca. Samochód elektryczny nie potrzebuje pojemnych i drogich baterii, a rozbudowanej infrastruktury szybkiego ładowania. I tutaj właśnie pojawia się pole popisu dla wynalazku Continentala.
Inżynierowie firmy już we wrześniu podczas targów motoryzacyjnych we Frankfurcie pokażą swój pomysł na ładowanie indukcyjne samochodów. A idea działania systemu w gruncie rzeczy jest niezwykle prosta. W drodze i na podwoziu pojazdu zamontowane są specjalne płytki. Krążenie prądu między nimi odbywa się na zasadzie pola elektromagnetycznego. Co więcej, system ma naprowadzać auto tak, aby to poruszało się idealnie nad źródłem prądu i na razie… nie jest tak wydajny, jak można by tego oczekiwać.
Ładowanie indukcyjne samochodów – przy odrobinie pracy…
Obecnie opracowana technologia pozwala na ładowanie z mocą 11 kilowatów. A to oznacza, że w ciągu pół godziny zasięg samochodu elektrycznego zwiększy się mniej więcej o 29 kilometrów. W takim kształcie wynalazek nie ma dużych szans z szybkimi ładowarkami, które już w kilkanaście minut są w stanie doładować pół akumulatora. Mimo wszystko technologii opracowanej przez Continentala nie można przekreślać zbyt szybko.
Warto pamiętać o tym, że to dopiero pierwsza odsłona ładowania indukcyjnego do samochodów. Inżynierowie mają jeszcze kilka lat na dopracowanie rozwiązania, a co za tym idzie, z całą pewnością zdecydowanie poprawią jego efektywność. Wyższy poziom sprawności mógłby dać szansę na szerszą popularyzację. Oczywiście trzeba zaznaczyć, że przynajmniej na początku Continental nie do końca chce wykorzystywać ładowarkę indukcyjną na drogach publicznych. Naukowcy w pierwszej fazie wdrażania projektu bardziej myślą o parkingach przed supermarketami czy biurami.
Kierowca mógłby zaparkować auto, skupić się na zaplanowanych do wykonania czynnościach, a baterie ładowałyby się samoczynnie. Do tego nie byłoby konieczności stosowania kabli z odpowiednimi wejściami, można by stworzyć większą ilość stanowisk ładujących, a sama cena zastosowania tej technologii okazałaby się z pewnością niższa od kosztu zakupu ładowarek stacjonarnych.