Koncepty zebranej na tej liście choć w dniu premiery budziły wielkie zainteresowanie, szybko zostały uznane za mało realistyczne. Odwaga producentów motoryzacyjnych pozwoliła nie tylko na wprowadzenie ich na publiczne drogi, ale przede wszystkim pokazała, że przyszłość samochodów nie jest tak odległa, jak mogłoby się wydawać. Zobaczcie najciekawsze modele, które nie tyle zadomowiły się na rynku, co pokazały nową jakość kierowcom.
Volvo SCC – przyszłość, która zaczęła się dziś…
Podczas targów motoryzacyjnych w Detroit w roku 2001 Volvo nie tyle zaskoczyło wszystkich i pokazało przyszłość, co dosłownie oświeciło cały świat motoryzacyjny! Koncept o nazwie SCC na pozór przypomina kombi segmentu C. Technologia ukryta w kabinie w żadnym już razie nie pasuje jednak do klasy kompakt. Auto było w stanie ostrzegać o zagrożeniu wystąpienia kolizji, posiadało wyświetlacz head-up na szybie i aktywny tempomat, monitorowało martwe pole i trzymanie się pasa ruchu, korzystało z kamer umieszczonych wokoło nadwozia, jego reflektor skręcały razem z kołami, a kierowca mógł komunikować się z pokładowymi systemami za pomocą komórki.
Koncept miał być oczywiście pokazem możliwości. Z całą pewnością jednak nie na wyrost. Szwedzi przekonywali świat, że tak będą wyglądać auta niedalekiej przyszłości. Wtedy jednak nikt nie chciał wierzyć. W końcu w roku 2001 w segmencie C należało dopłacić nawet za ABS, a standard bezpieczeństwa na ogół ograniczał się do stref kontrolowanego zgniotu, pasów z napinaczami i dwóch poduszek powietrznych! Najciekawsze jest jednak to, że Volvo wcale się nie myliło. Dziś – zaledwie 16 lat od premiery konceptu SCC – sporą część futurystycznych rozwiązań można zamówić już w małym samochodzie miejskim. Systemy zadomowiły się, zapisały w świadomości kierowców i są postrzegane coraz częściej jako standard. Volvo SCC rzeczywiście przyniosło przyszłość!
Toyota Prius Concept – bo nie liczy się uroda, a dusza!
Auto po raz pierwszy ujrzało światło dzienne w październiku roku 1995 podczas targów motoryzacyjnych w Tokio. Stylistycznie nie zwracało jednak większej uwagi. Zarówno dziś, jak i wtedy wyglądało po prostu przeciętnie, a w kabinie miało koszmarną tapicerkę i charakterystyczne, błyszczące plastiki. Czemu zatem publiczność interesowała się modelem? Chodziło o układ napędowy, a mianowicie silnik hybrydowy. W tamtym czasie połączenie motoru elektrycznego i jednostki benzynowej brzmiało jak fragment książki science fiction. Warto wiedzieć bowiem, że w połowie lat dziewięćdziesiątych niewiele diesli miało turbosprężarkę, a przeciętny benzyniak o pojemności 1,4 litra rozwijał niewiele ponad 60 koni.
W japońskiej propozycji dwie rzeczy były naprawdę ujmujące. Po pierwsze fakt, że cała konstrukcja powstała w zaledwie 18 miesięcy. Przy czym w ostatnie cztery miesiące inżynierowie musieli sprawić, że układ zacznie działać! Po drugie mimo iż wszyscy brali przedstawicieli Toyoty za wariatów, ci upierali się, że tak będzie wyglądać przyszłość motoryzacji. Wersja produkcyjna Priusa została pokazana dwa lata później. I wtedy właśnie pełną parą ruszyła motoryzacyjna rewolucja. Dziś – ponad dwie dekady później – silnik spalinowo-elektryczny stał się częścią drogowej codzienności. O skali jego sukcesu niech świadczy chociażby wolumen sprzedaży. Toyota do tej pory zbyła ponad 10 milionów hybryd!
Renault Scenic Concept – rodzinna praktyczność w rozsądnej cenie
Renault w roku 1991 zaprezentowało dosyć dziwaczny koncept. Po pierwsze model skupiał uwagę za sprawą designu. O ile w tamtym czasie większość auta miało stylizację opartą o kwadraty, o tyle ten pojazd wyglądał trochę jak bańka. Obła forma została dodatkowo uzupełniona dużymi przeszkleniami i nisko poprowadzoną linią okien oraz rozsuwanymi na boki drzwiami. Po drugie dziwić mogła również koncepcja stojąca za projektem. Otóż zdaniem Renault Scenic miał łączyć komfort sedana z funkcjonalnością vana i podzespołami samochodu kompaktowego.
Choć koncept zrobił wielkie wrażenie, Francuzi na kilka lat całkowicie o nim zapomnieli. Wprowadzili nowatorski model na rynek dopiero w roku 1996. Stylizacyjnie produkcyjny Scenic praktycznie nie przypominał wersji studyjnej. Funkcjonalność została już jednak oddana niemalże w stu procentach. W kabinie znalazło się miejsce dla pięciu oddzielnych foteli i całej masy schowków – w tym m.in. w podłodze. Do tego bagażnik był niezwykle przestronny, a technologia stosunkowo prosta. Scenic garściami czerpał z Megane. W efekcie w podstawowej wersji otrzymał atrakcyjną cenę, dzięki czemu osiągnął wielki sukces sprzedażowy. Przy okazji zapoczątkował też nowy segment. W roku 1996 grupa minivanów składała się tylko z Renault. Dziś to nawet kilkanaście samochodów.
Nissan Qazana Concept – bo uroda to zdecydowanie nie wszystko!
Targi motoryzacyjne w Genewie od lat są trochę bazarem próżności. Firmy motoryzacyjne przebijają się w prezentowaniu efektownych prototypów. Do grona tego w roku 2009 dołączył Nissan. Qazana Concept miał zachwycić publiczność. W zamian za sprawą dyskusyjnej urody zaczął budzić kontrowersje. Faceci nawet na niego nie patrzyli. Sądzili że jest szpetny. W zamian kobietom na jego widok uginały się kolana i robiły się maślane oczy. Japończykom być może zależało na kontrowersyjnych reakcjach. Nie zważając bowiem na przeciwników projektu, już dwanaście miesięcy później model trafił do produkcji.
W aucie zmieniły się właściwie tylko dwie rzeczy. Nazwa zmieniła się z Qazana na Juke. Poza tym koncept miał obły przód trochę bez wyrazu. W modelu seryjnym do zderzaka dodanych zostało kilka ostrych linii podkreślających charakter. Nissan okazał się potężnym hitem sprzedaży. Znikał z salonów jak ciepłe bułeczki! Skąd takie zainteresowanie? Rozchodziło się o innowacyjną koncepcję. To pionier w klasie kompaktowych crossoverów. Co ciekawe, powstała w ten sposób grupa aut wcale nie jest niszowa. Już w tym roku ich sprzedaż w Europie może przekroczyć 2 miliony sztuk!
Fiat Simba Concept – początkowo wyglądał trochę jak żart
Włosi od zawsze stawiali na urodę swoich aut. Ale byli specjalistami w jeszcze jednej kwestii. Mieli zdolność do tworzenia całej gamy samochodów na bazie jednego modelu. Nie inaczej stało się w roku 2003. To wtedy światło dzienne ujrzał model Simba. Co to takiego? Nic innego jak Panda zmodernizowana w taki sposób, aby przypominała SUV-a. Pomysł na wariant był dosyć oczywisty, a powstał na bazie dwóch inspiracji. Pierwszą była 4-napędowa, klasyczna Panda znana z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Drugą rosnąca popularność samochodów ze zwiększonym prześwitem.
Fiat Simba podczas targów motoryzacyjnych w Bolonii prezentował się naprawdę interesująco. Łączył sympatyczną twarz klasycznej Pandy, z naprężonymi mięśniami w postaci mięsistych, plastikowych nakładek na nadkola oraz relingami, które spływają aż do linii maski i były zakończone świetnie wyglądającymi szperaczami. Dobre reakcje publiczności sprawiły, że auto trafiło do produkcji. Model zjeżdżający z taśm linii produkcyjnej otrzymał silnik o mocy 60 lub 69 koni mechanicznych i… permanentny napęd na cztery koła. A to sprawiło, że Fiat – oczywiście z przymrużeniem oka – stał się nie tylko najtańszym, ale pewnie i najmniejszym SUV-em na świecie. Poza tym w terenie potrafił dużo więcej niż 90 proc. współczesnych „lajt” terenówek!