autofakty.pl

Tych aut nie sprzedasz nigdy… bo nikt ich nie kupi!

auta nie do sprzedania

Na rynku wtórnym nie brakuje modeli, które są uważane przez handlarzy za motoryzacyjne miny. I nie chodzi wcale o wysoki poziom awaryjności, mało praktyczną kabinę czy niską jakość wykończenia wnętrza, a fakt że tymi modelami nie interesuje się dosłownie nikt! Ich sprzedaż może się ciągnąć miesiącami, a w tym czasie pojazd będzie niemiłosiernie tracił na wartości. Zobaczcie czarną listę pięciu aut. Ich zakupu nie bylibyśmy w stanie polecić nikomu, bowiem z tymi samochodami trzeba się po prostu „ożenić”!

Lancia Thesis – a miało być tak stylowo…

Lancia przygotowała dla widzów targów motoryzacyjnych w Genewie w roku 2001 wyjątkową niespodziankę. Firma pokazała swój najnowszy pomysł na nobliwą limuzynę segmentu E. Auto miała na tle niemieckiej konkurencji wyróżniać m.in. linia nadwozia – elegancka oraz łącząca nowoczesność z klasyką. Poza tym producent liczył na to, że uznanie wśród kierowców zdobędzie kabina pasażerska. Konsola centralna jest podkreślona delikatną, drewnianą listwą. Pikowane fotele z kolei mają tyle stylu, że wyglądają jakby zostały wzięte z poczekalni w jednym z włoskich domów mody.

Lancia Thesis / Fot. Materiały prasowe Lancia

Choć Lancia Thesis bez wątpienia była oryginalna, bez wątpienia rzucała się w oczy i bez wątpienia była luksusowa, nie porwała kierowców ani na rynku pierwotnym, ani wtórnym. A ci mieli co najmniej kilka zastrzeżeń. Po pierwsze nad nadwoziem byli w stanie rozpływać się wyłącznie Włosi. Reszta świata uważała Lancię za szpetną! Miała zezowate spojrzenie, dziwaczną maskę i mało wyrazisty tył. Jak na projektantów z Italii praca była wyjątkowo przeciętna. Po drugie nabywcy bali się i boją wysokiego wskaźnika deprecjacji i wysokiego poziomu awaryjności.

Na polskim rynku wtórnym używanych Lancii Thesis jest tyle co na lekarstwo. Temu ciężko się jednak dziwić. Nawet zadbane egzemplarze potrafią czekać na nowego właściciela nawet kilkanaście miesięcy.

Renault Koleos I – nie wszystkie SUV-y są popularne!

Renault jest producentem samochodów popularnych. Mimo wszystko firmie przytrafiła się seria aut, które okazały się niszowe i ekstremalnie trudne w sprzedaży. Dobrym przykładem jest jeden z pierwszych „SUV-ów” z Francji – model Koleos. W tym pojeździe wszystko jest nie tak. Ma zezowate oczy, szpetną stylizację, prezentuje się jak hatchback na szczudłach, do tego mógłby okazać się bardziej przestronny oraz być wyposażony w dużo szerszą paletę jednostek napędowych. Te wszystkie cechy sprawiły, że Koleos nie sprzedawał się dobrze już w salonie. Jeszcze gorzej sytuacja wyglądała na rynku wtórnym. Auto jest mało znane, przez co w większości przypadków przegrywa walkę o klienta z konkurentami.

Renault Koleos / Fot. Materiały prasowe Renault

Jeżeli kierowca pogodzi się z tym, że używane Renault Koleos jest modelem nie do sprzedania, będzie mógł zacząć cieszyć się z zalet. Crossover jest stosunkowo tani – ceny zaczynają się już od 18 tysięcy złotych, a do tego nie psuje się na każdym kroku. Pod maską Koleosa lądował chociażby 2-litrowy diesel dCi. To jedna z najlepszych, wysokoprężnych konstrukcji z Francji, która ma bardzo krótką listę charakterystycznych usterek. Poza tym pojazd nie ma wielu problemów z układem elektrycznym – co w gamie Renault jest naprawdę ważnym osiągnięciem!

Fiat Croma II – segment D widocznie nie lubi Włochów

Fiat Croma drugiej generacji zadebiutował w roku 2005. Model miał stanowić powiew świeżości oraz powinien sprawić, że Włosi – których w segmencie D nie było od trzech lat – powrócą do klasy średniej w wielkim stylu. Niestety ani jednego, ani drugiego założenia nie udało się wykonać. Koncepcja rzeczywiście być może była nowatorska, jednak tak naprawdę Croma sama nie wie czy chce być minivanem, kombi, czy może namiastką crossovera. Do listy problemów warto dopisać jeszcze stylizację. Nadwozie jest toporne i nie robi praktycznie żadnego wrażenia. Brakuje mu smaku, dopracowanych szczegółów i eleganckich akcentów. A to całkowicie niepodobne do Włochów – zwłaszcza że linię Fiata ponoć rysował Giorgetto Giugiaro.

Fiat Croma II / Fot. Materiały prasowe Fiat

Croma drugiej generacji jest technologicznym bliźniakiem Opla Vectry C i Saaba 9-3. To oznacza raczej miękkie zawieszenie o niezbyt dużej trwałości, listę nie do końca udanych silników benzynowych oraz zestaw wyśmienitych diesli włoskiej konstrukcji. Fiat jest całkiem przestronny. Mieści pięć osób i zabiera na pokład 500 litrów bagażu. Cena tej przestronności jest jednak zbyt wysoka. Kierowca musi pogodzić się z długą listą wad, mało dopracowaną trwałością, wysoką utratą wartości oraz niskim zainteresowaniem na rynku wtórnym. Jednym słowem gra nie jest warta świeczki!

Volkswagen Eos – zbyt ciężki, zbyt ospały, zbyt niedopracowany!

Dziś niewielu kierowców pamięta o takim modelu jak Volkswagen Eos. W roku 2005 plany Volkswagena były jednak naprawdę szczytne. Niemcy postanowili zamienić fajnego Golfa wyposażonego w brezentową płachtę, na auto które za sprawą metalowego dachu będzie trochę kabrioletem, a trochę coupe. Eos choć został nazwany na cześć greckiej bogini Jutrzenki, od pięknego świtu dużo bardziej przypominał sprzedażowy zachód słońca. Szczególnie że model szybko ujawnił serię poważnych wad. Był zbyt drogi jak na przerobionego Golfa, zbyt ciężki jak na pojazd funkcjonujący w segmencie C i zbyt ospały jak na samochód pretendujący do miana coupe.

Volkswagen Eos / Fot. Materiały prasowe Volkswagen

Volkswagen Eos nigdy nie bił rekordów sprzedaży. I jeszcze zanim został wycofany z produkcji w roku 2014 został skutecznie zapomniany przez kierowców. Skutek? Dziś o używane modele kupujący raczej nie biją się. Niemieckie coupe-cabrio będzie zatem złą inwestycją. Ani nie zagwarantuje niskiej stopy deprecjacji, ani nie da gwarancji kierowcy, że egzemplarz z drugiej ręki uda się szybko sprzedać.

Subaru B9 Tribeca – po prostu auta nie do sprzedania

Rok 2005 miał przynieść gamie Subaru wielką rewolucję. Japońska marka znana z produkcji mocnych sedanów i kombi zaprezentowała pierwszego, dużego SUV-a. Auto było formatowane pod kątem klienta amerykańskiego i miało zapewnić producentowi potężny sukces. Niestety inżynierowie popełnili poważny błąd podczas jego opracowywania. Projekt został oparty o nowy język stylistyczny i sprawił, że auto wyglądało po prostu szpetnie. Do gustu kierowcom nie przypadł ani wielki nos, ani przesadzony grill, ani światła ustawione bezpośrednio w rogach maski.

Subaru B9 Tribeca / Fot. Materiały prasowe Subaru

Sprzedaż była na tyle mizerna, że już po dwóch latach Subaru spanikowało i zdecydowało się na gruntowny lifting. Nadanie nieco bardziej klasycznego przodu i wykasowanie przydomku B9 z nazwy nie uratowało modelu przed zapomnieniem. Ten funkcjonował jeszcze w sprzedaży do roku 2014, nikt nie chciał go jednak kupować. Niewiele lepiej prezentuje się sytuacja auta na rynku wtórnym – szczególnie na Starym Kontynencie. Mimo iż ceny używanych egzemplarzy startują już od 25 tysięcy złotych, chętnych na zakup Subaru z drugiej ręki praktycznie nie ma. I ciężko podejrzewać, że sytuacja może się kiedykolwiek zmienić. A to sprawia, że z używaną Tribecą trzeba się „ożenić”.

Exit mobile version