autofakty.pl

Legendarne youngtimery: Mercedes W123 – światowa kariera niemieckiej gwiazdy

Mercedes W123, Mercedes, W123, Beczka, Mercedes Beczka

W123 to bez wątpienia jeden z najwyżej cenionych Mercedesów na świecie. O ile na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych topowe wersje limuzyny skupiały się na wożeniu dyplomatów, o tyle dziś dzielnie eksplorują bezdroża Afryki. Czemu? Bo Mercedes pieszczotliwie nazywany Beczką jest dosłownie nie do zajechania! Jak wyliczyli kiedyś technicy ADAC, unieruchamiająca awaria przydarzała się modelowi 200D średnio przy przebiegu na poziomie 850 tysięcy kilometrów. I to nie żart!

29 stycznia 1976 roku jest niezwykle ważną datą w historii Mercedesa. To wtedy świat po raz pierwszy i oficjalnie ujrzał model W123. Limuzyna pieszczotliwie nazywana Beczką uderzała po oczach przede wszystkim za sprawą niezwykle modnych w latach siedemdziesiątych obłości. Obłe było i nadwozie, i grill, i światła. Poza tym w oczy rzucały się stylowe, lakierowane kołpaki w podstawowych wersjach i stylowe felgi aluminiowe z akcentowanymi, drobnymi szprychami w droższych modelach. Nie zabrakło oczywiście też charakterystycznego elementu dla klasycznych Merców. Mowa o celowników na samym końcu maski.

Bardzo dobre wrażenie robiła kabina pasażerska. A jej głównym wyznacznikiem było wyśmienite spasowanie. I choć dziś estetyka materiałów wykończeniowych być może nie robi najlepszego wrażenia, w latach siedemdziesiątych Beczka była moto-artystokratką, a kierowcom podobały się i marszczone plastiki, i ciemny welur na fotelach. Projektanci Mercedesa postawili na stylistyczny minimalizm. Tak właściwie jedynym akcentem konsoli skupiającym uwagę są okrągłe wloty powietrza. Wybitna prostota miała jednak zasadniczą zaletę. W123 na lata stał się absolutnym mistrzem wysokiego poziomu ergonomii.

Fot. Materiały prasowe Mercedes

Wyjątkowo wygodne fotele i… zbyt duża kierownica!

Fotele Beczki już na pierwszy rzut oka wyglądają na wygodne i takie właśnie są. Pasażerowie dosłownie zapadają się w mięsistych siedziskach. Poziom komfortu jest na tyle wysoki, że osoby zajmujące miejsce z tyłu, mogą się poczuć jakby siedziały na kanapie w eleganckim salonie ekskluzywnego hotelu. Do komfortowych foteli idealnie pasowało komfortowe zawieszenie. W zakrętach Mercedes W123 miał tendencję do bujania nadwoziem. Mimo wszystko niestraszne jego pasażerom były nierówności nawierzchni. Wady? Razi przede wszystkim koło kierownicy. I nie chodzi o jego stylizację, a raczej rozmiar. Kierownica wygląda trochę tak, jakby była zapożyczona z auta dostawczego. Jest strasznie duża, przez co całkowicie nie pasuje do stosunkowo niskiej konsoli centralnej.

W123 miało serię zmyślnych rozwiązań. Jednym z ciekawszych i za razem pionierskich na rynku było obsługiwanie wszystkich zamków w aucie za pomocą jednego kluczyka. Kabina pasażerska Beczki to też wysoki poziom bezpieczeństwa. Klasyczny Merc z całą pewnością nie miałby szans na pięć dzisiejszych gwiazdek Euro NCAP. Nie zapominajmy jednak, że mówimy o latach siedemdziesiątych, a wtedy nowatorskie były strefy kontrolowanego zgniotu, łamana konstrukcja kolumny kierowniczej oraz ABS. ABS, który zaledwie kilka lat wcześnie wprowadził na rynek motoryzacyjny starszy brat Beczki – klasa S generacji W116.

Fot. Materiały prasowe Mercedes

System antypoślizgowy oczywiście występował na liście płatnych opcji. Nie tylko w niego dało się jednak doposażyć Mercedesa. Już w latach siedemdziesiątych niemiecka marka słynęła z przepastnej listy wyposażenia dodatkowego. Sprzedawcy proponowali również możliwość skonfigurowania modelu z automatyczną skrzynią biegów, samopoziomującym zawieszeniem, poduszką powietrzną kierowcy, ogrzewaniem postojowym, tempomatem, wycieraczkami przednich lamp czy nawet półautomatyczną klimatyzacją.

Na Mercedesa W123 trzeba było czekać rok

Mercedes W123 był hitem i to praktycznie od samego początku. Zamówień na sedana było tak dużo, że zaraz po premierze powstała kolejka oczekujących. Kierowcy czekali na wymarzoną Beczkę średnio około roku! Ostatecznie termin odbioru zależał w dużej mierze od wybranej wersji. Czas ten dało się skrócić wybierając model szczególnie dobrze wyposażony, podczas gdy w przypadku wariantów popularnych wyprodukowanie auta mogło zająć nawet kilkadziesiąt miesięcy! Czy auto dało się kupić szybciej? Tak, ale w tym celu trzeba było zapłacić – uwaga!!! – więcej niż w salonie za model z rynku wtórnego.

Cennik otwierała wersja 200D. Pod oznaczeniem tym ukrywa się 2-litrowy, wolnossący diesel o mocy 55 koni mechanicznych. Być może nie oferował praktycznie żadnych osiągów, być może potwornie głośno pracował, miał jednak dwie zalety. Po pierwsze miał ograniczony apetyt i był w stanie jeździć nie tylko na oleju napędowym, ale i oleju do smażenia czy nawet benzynie! Po drugie praktycznie wcale się nie psuł. Znane są przypadki, w których Beczki 200D pokonywały grubo ponad 2 miliony kilometrów bez żadnego remontu. Jednostkę chwaliła też ADAC – jej zdaniem do pierwszego unieruchomienia silnika dochodziło dopiero przy średnim przebiegu na poziomie 852 777 kilometrów.

Fot. Materiały prasowe Mercedes

Rok 1977 przebiegał dla Mercedesa W123 pod znakiem rozbudowy oferty. Jako pierwsze w salonach pojawiło się coupe. W sierpniu Niemcy zaczęli oferować klientom wydłużonego sedana, a we wrześniu podczas targów motoryzacyjnych we Frankfurcie świat mógł zobaczyć model kombi. Wersja rodzinna po raz pierwszy oficjalnie weszła do gamy – do tej pory pełniła wyłącznie rolę wariantu specjalnego. I choć w przypadku Beczki jeszcze nie biła rekordów popularności, bez dwóch zdań miała sporą ilość zalet. Zwiększyła pojemność wyłożonego welurem bagażnika z 500 do 523 litrów, a do tego prezentowała się naprawdę dobrze – szczególnie z chromowanymi dodatkami i eleganckimi felgami bez kołpaków.

Mercedes 300D Turbo – najdroższe W123 w gamie!

Kombi było wyjątkowe pod jeszcze jednym względem. Był to jedyny model w gamie europejskiej, w którym istniała możliwość zamówienia doładowanego diesla o pojemności 3 litrów. Turbosprężarka gwarantowała silnikowi wysokoprężnemu 125 koni mechanicznych oraz zaszczytny tytuł. Była to najdroższa wersja Mercedesa W123 i jeden z pierwszych turbo ropniaków, które pojawiły się na Starym Kontynencie. W palecie silników benzynowych oferta kończyła się na jednostce 2,7 litra, która od roku 1978 rozwijała nawet 185 koni mechanicznych. Tak skonfigurowane W123 sedan osiągało pierwszą setkę w 9,9 sekundy oraz rozpędzało się nawet do 200 km/h.

Wersja 280E pełniła rolę najmocniejszego modelu, jednak wyłącznie w salonie Mercedesa. Po opuszczeniu przedstawicielstwa, kierowca mógł jednak zaprowadzić auto do jednego z tunerów. A dość ciekawy pakiet oferowało m.in. AMG – firma, która jeszcze w latach siedemdziesiątych nie należała do Mercedesa. Inżynierowie podnosili moc 6-cylindrowego, rzędowego benzyniaka do 212 koni mechanicznych. A dzięki temu zabiegowi sedan był w stanie osiągnąć setkę już w 8,9 sekundy.

Fot. Materiały prasowe AMG

W sumie na przestrzeni dekady pod maską Mercedesa W123 występowały 22 warianty jednostek napędowych. Diesle i benzyniaki były systematycznie modernizowane, a cele były dwa. Po pierwsze chodziło o zachowanie legendarnej trwałości. Po drugie obniżenie wyników spalania. Pojemność minimalna jednostki napędowej wynosiła 2 litry, a maksymalna 3 litry. W ofercie Beczki nigdy nie pojawił się silnik posiadający więcej niż 6 cylindrów. Nigdy pod maską modelu nie zagościła też jednostka korzystająca z architektury V.

Wolnossące diesle – jedna z recept na sukces Mercedesa

Diesle miały zunifikowaną technologię wtryskową. W każdym przypadku korzystały z pompy przygotowanej przez firmę Bosch. Wersje wolnossący były też stosunkowo mało wysilone. Modele 2-litrowe generowały od 55 do 60 koni, 2,2 litrowe 60 koni, 2,4 litrowe od 65 do 72 koni, podczas gdy 3-litrowe od 80 do 88 koni. Nawet najmocniejszy, 5-cylindrowy ropniak nie był w stanie przyspieszyć do pierwszej setki w czasie krótszym niż 18 sekund. Jego prędkość maksymalna została określona na 155 km/h.

Fot. Materiały prasowe Mercedes

W benzyniakach sposób dostarczania paliwa do cylindrów był już zmienny. Motory nieposiadające litery E w oznaczeniu korzystają z gaźnika. Litera E wprowadza do konstrukcji silnika wtrysk mechaniczny. Jednostki zasilane benzyną były dużo mocniejsze od diesli. Minimalna moc jednostki o pojemności 2 litrów wynosiła 94 konie mechaniczne. Co ciekawe, najsłabszy z benzyniaków okazywał się bardziej dynamiczny na drodze od najmocniejszego z wolnossących diesli. Rozpędzał Mercedesa W123 do pierwszej setki już w 15,2 sekundy, przy czym maksymalnie osiągał 155 km/h.

Beczka miała stabilną pozycję na rynku. Mimo upływu lat zainteresowanie autem nie malało! To jednak nie zmieniało faktu, że inżynierowie Mercedesa nie chcieli zatrzymać się w miejscu. Szukali nowych możliwości dla hitowego W123 i znaleźli je już w roku 1982. Podczas targów motoryzacyjnych w Hanowerze niemiecka marka zaprezentowała koncept kombiaka napędzanego motorem… elektrycznym! Pomysł był z całą pewnością innowacyjny. Niestety został oparty przez Niemców na kłamstwie. W123 z Hanoweru nie było żadnym elektrykiem. To była rasowa hybryda.

Powstał nawet Mercedes W123 w wersji hybrydowej!

O ile model rzeczywiście czerpał napęd z agregatu elektrycznego o mocy 42 koni mechanicznych, o tyle pod maską miał 2-cylindrową jednostkę spalinową, która pełniła rolę generatora prądu. Konstrukcja niestety walczyła z serią problemów. A głównym była potężna masa akumulatorów zajmujących cały bagażnik kombiaka. Beczka dociążona o blisko 600 kilogramów nie była w stanie osiągnąć prędkości wyższej niż 80 km/h. Choć problem z masą był z pewnością duży, nie tylko on zadecydował o tym, że elektryczne W123 nigdy nie wyszło z fazy ciekawostkowego konceptu.

W roku 1985 jasne stało się to, że lada dzień gwiazda Beczki zgaśnie. W sierpniu Mercedes oficjalnie zakończył produkcję nadwozia typu coupe. W listopadzie z grafiku fabryk wypadł sedan. Najdłużej – bo do 15 stycznia 1986 roku – uchowało się kombi. Ostatecznie historia Mercedesa W123 zakończyła się naprawdę imponującym bilansem – to jeden z najpopularniejszych modeli marki w historii. W czasie dekady w sumie pięć zakładów produkcyjnych opuściły aż 2 696 915 Beczek.

Najwięcej sprzedano oczywiście sedanów – było ich aż 2 397 514 sztuk, a w tym 13 700 przedłużonych limuzyn. Coupe wygenerowało wolumen na poziomie 99 884 sztuk, a kombi 199 517 sztuk. Szczególnie uwielbiane były oczywiście diesle. Wersji 240D sprzedało się w sumie około 455 tysięcy sztuk, a modeli 200D blisko 378 tysięcy sztuk. To mniej więcej jedna trzecia całej produkcji! Najczęściej kupowanym benzyniakiem był model 230E. W jego przypadku montaż osiągnął pułap 442 tysięcy egzemplarzy.

Mercedes W123 – podsumowanie

Mercedes W123 osiągnął wyjątkowy sukces rynkowy i to pomimo faktu, że w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych naprawdę nie był tani! Część kierowców być może zachęciła do zakupu gwiazda na masce, część jednak liczyła przede wszystkim na wybitną trwałość. I obydwie te grupy podczas eksploatacji Beczki z całą pewnością nie zawiodły się! Nie ma się zatem dziwić, że nawet dziś – 42 lata po rozpoczęciu produkcji modelu – W123 jest z sentymentalną łezką w oku wspominany przez wielu kierowców w Niemczech, Polsce, Europie i na całym świecie.

Najsmutniejsze w historii Mercedesa jest jednak to, co stało się nieco później. W123 stanowił jedną z bardziej gorzkich nauczek dla Niemców. Stworzyli bowiem samochód na tyle trwały, że praktycznie nie zarabiali na jego serwisowaniu – co stanowi sporą część dochodu producenta aut. Casus takich modeli jak W123 i W124 jasno pokazał władzom Mercedesa, że auta muszą być – delikatnie mówiąc – nieco mniej solidne. W przeciwnym razie gwiazda ze Stuttgartu może popaść w problemy finansowe, a w skrajnie niekorzystnym scenariuszu realne było nawet bankructwo!

Exit mobile version