autofakty.pl

Testy zderzeniowe mikrocarów. Poziom ochrony na niskim poziomie

pierwszy test zderzeniowy w siedzibie PIMOT

W Warszawie, w nowo uruchomionym Centrum Bezpieczeństwa i Diagnostyki Pojazdów, przeprowadzono pierwszy w Polsce crash-test zgodny ze standardami Euro NCAP. Ofiarą testu padł tzw. mikrocar, czyli ciężki czterokołowiec drogowy. Przy tej okazji potwierdziło się to, o czym nie mówi się zbyt głośno. Tego typu pojazdy, którymi mogą poruszać się osoby niepełnoletnie, zapewniają bardzo znikomy poziom bezpieczeństwa w razie zderzenia drogowego.

Czterokołowce. Co to takiego?

Założenie było, a właściwie dalej jest proste. Stworzyć niewielki, tani w użytkowaniu pojazd, przeznaczony do ruchu miejskiego. Taki pojazd, łatwy w obsłudze, którym mogłyby się poruszać również osoby mniej doświadczone i nabierać wprawy przed uzyskaniem prawa jazdy na większe i bardziej wymagające pojazdy. Tak powstały mikrocary, formalnie nazwane czterokołowcami bądź czterokołowcami lekkimi. Różniły się one masą, pojemnością silniką i generowaną mocą. Dodajmy niewielką. W przypadku tych pierwszych niezbędne jest prawo jazdy kategorii B1, zaś tych drugich AM. Dodajmy, że o prawo jazdy kategorii B1 można się starać już w wieku 16 lat, a o AM będąc nawet dwa lata młodszym.

W teorii może i wszystko wyglądało fajnie, ale już w praktyce nie do końca. Aby czterokołowce były lekkie i małe i mogły jednocześnie rozwijać sensowne prędkości (ograniczenie do 45 km/h obejmuje tylko czterokołowce lekkie) dość drastycznie je odchudzono. M.in. z wyposażenia z zakresu bezpieczeństwa. I to w zgodzie z unijnymi przepisami. Pojazdy posiadające homologację L6e bądź L7e są dopuszczane do ruchu, mimo iż nie posiadają licznych systemów, jakie obecnie musi mieć każdy nowy samochód osobowy. W efekcie takie pojazdy nie tylko nie uchronią nas przed wypadkiem, ale gdy już do niego dojdzie, nie zminimalizują jego skutków.

Testy zderzeniowe mikrocarów

Tego typu pojazdy, przed wejściem na rynek, nie muszą też przechodzić obowiązkowych testów zderzeniowych. Być może, gdyby było one obligatoryjne, władze unijne dostrzegłyby problem. A być może również sami producenci wprowadziliby odpowiednie modyfikacje.

Ligier IXO JS Line (Euro NCAP)

Mimo to Euro NCAP postanowiło przeprowadzić próby zderzeniowe czterokołowców. Od 2014 r. osiem modeli poddanych zostało testom zderzeniowym. Wyniki pokazały jednoznacznie, że poziom bezpieczeństwa, jaki powinny zapewniać, jest żenująco niski. Zaledwie dwa modele (Renault Twizy oraz Chatenet CH30) uzyskały dwie gwiazdki. Dominowały wyniki jednogwiazdkowe, a dwa modele (Club Car Villager i Ligier IXO JS Line) nie otrzymały choćby jednej gwiazdki.

Jak się okazuje wcale w tym przypadku niewielki rozmiar nie ma znaczenia. Porównywalna pod względem gabarytów Toyota iQ, przetestowana wg norm dla aut osobowych, otrzymała pięć gwiazdek.

Pierwszy polski test zderzeniowy

I choć Euro NCAP alarmowało o problemie już od 2014 r., niewiele się w tym zakresie zmieniło. W tym tygodniu w Warszawie miało miejsce otwarcie Centrum Bezpieczeństwa i Diagnostyki Pojazdów w siedzibie PIMOT-u. Jednym z najważniejszych punktów tej uroczystości był test zderzeniowy pojazdu kategorii L7e – „ciężkiego czterokołowca drogowego”.

pierwszy test zderzeniowy w siedzibie PIMOT

Test został przygotowany zgodnie ze standardami Euro NCAP. Na betonowym bloku umieszczono barierę energochłonną typu „plaster miodu”, przed zderzeniem pojazd osiągnął prędkość 40 km/h. Warunki te odpowiadają przeciętnemu zdarzeniu drogowemu z innym pojazdem w terenie zabudowanym.

– Przeprowadzony test zderzeniowy jednoznacznie wykazał, że czterokołowce nie zapewniają tego samego poziomu bezpieczeństwa co samochody osobowe – powiedział Paweł Posuniak, Kierownik Laboratorium Bezpieczeństwa Pojazdów Przemysłowego Instytutu Motoryzacji.

– Z uwagi na brak wymagań homologacyjnych w zakresie bezpieczeństwa biernego konstrukcji pojazdu oraz niewielkie wymiary, auta te nie chronią użytkowników nawet podczas zderzenia z prędkością poniżej dopuszczalnej w terenie zabudowanym. Szanse na przeżycie pasażerów podczas zaprezentowanego zderzenia są znikome. Samochody te często użytkowane są przez nieletnich, niedoświadczonych kierowców, co niesie za sobą dodatkowe zagrożenie wypadkowe – dodał Posuniak.

Wniosek niestety nasuwa się jeden. Na bezpieczeństwie nie ma co oszczędzać, a nasze pociechy wcale nie muszą jeszcze przez maturą samodzielnie poruszać się tego typu pojazdem po drogach.

Exit mobile version