Rynek motoryzacyjny w dużej mierze opiera się na technologicznej powtarzalności. Producenci podczas tworzenia kolejnych rozwiązań korzystają z bardzo podobnej bazy podzespołów. Jeżeli konstrukcyjne powinowactwo nie zostanie wystarczająco dobrze ukryte, może dojść do takiego paradoksu jak w Porsche 911. Być może niemieckie coupe jest elitarne, mimo wszystko na jego ekranie multimedialnym możecie wywołać bardzo mało elitarnego pasjansa znanego jeszcze ze starych Windowsów.
Cennik Porsche 911 startuje od 488,5 tysiąca złotych. Oczywiście sporą część ceny zajmuje legenda marki. Nie zmienia to jednak faktu, że kierowca dopłaca też ogromną sumę za wyjątkowe właściwości jezdne, wrażenia z jazdy i oczywiście jakość! Czy Porsche jest jednym z tych producentów, którzy na siłę poszukują oszczędności. Wychodzi na to, że trochę tak. Czy wiecie, że system multimedialny auta został oparty na standardowym Windowsie? Aby się o tym przekonać wystarczy podłączyć do portu USB mysz starego typu oraz nacisnąć jednocześnie cztery przyciski na konsoli centralnej.
Porsche 911 – hacki to nie tylko pasjans, to też dostęp do języka pracy systemu
Wykonanie procedury przedstawionej na filmiku dołączonym do materiału sprawia, że system multimedialny Porsche zostaje zrestartowany. Tym jednak razem nie powróci do funkcji multimedialnych, a zaczyna działać jak klasyczny… Windows. A to oznacza, że kierowca może odpalić chociażby pasjansa! Może też spokojnie dostać się do skryptów kodujących poszczególne funkcje czy nawet język. Te zapisy właściciel powinien już jednak modyfikować tylko i wyłącznie na własną odpowiedzialność. Skasowanie niewłaściwego zapisy jest o tyle groźne, że może doprowadzić do awarii systemu pokładowego.
Sztuczka z Windowsem nie jest oczywiście jedyną, którą kierowcy odkryli w Porsche 911. Druga jest dużo bardziej przydatna, jednak dotyczy wyłącznie modeli posiadających napęd na cztery koła. W otworze powstałym w okoli przedniego błotnika po otwarciu drzwi ukrywa się dźwigienka, za pomocą której istnieje możliwość zmiany trybu pracy układu napędowego. W ten sposób moc będzie trafiać wyłącznie na tyle koła, a auto pozwoli m.in. na kręcenie efektownych bączków w śnieżne dni.
Oczywiście choć systemowe triki odkryte w 911-tce nie rzucają najlepszego światła na system multimedialny Porsche. Na szczęście i tak nie decydują o tym, że rozwiązanie zastosowane w niemieckim coupe okazuje się najgorszym na świecie. Są producenci, który produkują setki razy gorsze centra pokładowej rozrywki. Nie brakuje na rynku ekranów, które prezentują na tyle słabą grafikę, że niemalże można policzyć piksele pojawiające się na ich powierzchni. Inne systemy z kolei pracują z dużym opóźnieniem, zawieszają się lub mają na tyle skomplikowane menu, że do jego rozgryzienia konieczny jest… doktorat z programowania!
Nieprzemyślanych systemów nie brakuje. Też w segmencie premium!
Przykładów nieprzemyślanych systemów multimedialnych na rynku nie brakuje. A jednym z pierwszych, który przychodzi na myśl, jest układ stosowany przez Volvo. Potężny ekran gwarantuje czytelność, niestety często bardzo słabo reaguje na dotyk, przerzuca kolejne podmenu z opóźnieniem i jest wybitnie zawiły. System zastosowany w Peugeocie 308 choć wydaje się dość czytelny i łatwy w obsłudze, niestety lubi się zawiesić i dość długo ładować pliki zapisane w pamięci. Szczególnie w sytuacji, w której rano wsiadacie do samochodu. Jeszcze gorzej wypada rozwiązanie zastosowane przez Fiata w Pięćsetce. Mikroskopijny ekran pracuje niezwykle wolno.
Problemy ma również Lexus. Choć japońska marka doskonale rozumie czym jest nowoczesna technologia, opracowany przez nią system multimedialny nieco trąci starością. Nadal wiele funkcji jest sterowanych za pomocą starodawnych przycisków, a sam wybór opcji ukrytych w ekranie multimedialnym odbywa się za pomocą pada przypominającego płytkę znaną z laptopa. To rozwiązanie mało intuicyjne, szczególnie podczas jazdy na dziurawej czy krętej drodze.
Aktualizacja
Najlepsze w tej informacji jest to, że w oczywisty sposób jest ona żartem. Na tyle spodobał nam się pomysł pewnego youtubera, że chcieliśmy pociągnąć dalej dowcip i ubrać go w formę analizy sytuacji. Po co? Postanowiliśmy sprawdzić czas po jakim zostanie on zdemaskowany. Okazało się jednak, że mamy dość czujnych czytelników dysponujących sporą wiedzą motoryzacyjną. W niedługim czasie po publikacji materiału, pojawił się komentarz, w którym Pablo zdemaskował nasz żart. Brawo!
Swoją drogą cenimy też pomysłowość youtubera. Wersja z myszką starego typu, pasjansem czy tym bardziej dźwignią ukrytą w szparze za błotnikiem to prawdziwe mistrzostwo. Gratulujemy kreatywności.